MILK: what will you make of me? – z takim pytaniem spotkamy się gdy odwiedzimy stronę internetową dwóch amerykańskich artystek młodego pokolenia – Alexy Meade i Sheili Vand.
Zdanie stające się świetnym sloganem reklamowym sprawia, że osoba, która przypadkowo (lub też nie) trafia pod dany adres, zaczyna ją przeglądać, po to by dowiedzieć się, że w sztuce jednak nie wszystko odkryto i pozostaje jeszcze wiele do zrobienia.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam dzieła Alexy i Sheili byłam święcie przekonana, że oglądam obrazy namalowane przy użyciu jakiejś niebywałej techniki. Moje zdziwienie było ogromne kiedy okazało się, że farby zostały użyte, ale nie po to by nanieść je na płótno. Malarskim medium stało się ciało, a to co miałam przed oczyma było fotografią, i to jeszcze jaką!
Dwie artystki działające zazwyczaj samodzielnie, połączyły umiejętności tworząc wspólny projekt, sytuowany na pograniczu fotografii, malarstwa i performance’u. W pełni świadomie igrają z odbiorcą przenosząc go w świat, gdzie rzeczywista trójwymiarowość traci swą funkcję, kreując przy tym złudzenie klasycznego malarstwa, które później zostaje umyślnie uchwycone za pomocą fotograficznej kliszy.
Ciało, będące ulubionym „materiałem” Alexy, po raz kolejny stało się kluczowym elementem w niezwykle czasochłonnym eksperymencie przeprowadzonym przez młode twórczynie.
Tym razem zastosowano jednak nieco starych, ale również i nowych pomysłów. Każda z artystek odpowiedzialna była za inny element wspólnego „show”. Tak jak przy realizacji projektu Reverse trompe l’oeil, która miała miejsce cztery lata temu i po raz pierwszy przyniosła Aleksie rozgłos, artystka pokryła farbą kobiece kształty, tym razem nie umieszczając swojego malarskiego obiektu w zatłoczonym metrze, ale w wannie pełnej mleka! Oczywiście owym obiektem była znana z działań teatralno-performance’owych aktorka Sheilia Vand. Biała ciecz nie będąca pokarmem, ale tłem nietypowego obrazu, rozmyła silnie zaznaczone kontury tworząc niespotykane wcześniej efekty wizualne. Fotografia rządząca się tym razem z jednej strony przypadkiem, z drugiej zaś przemyślaną koncepcją, przerodziła się tutaj w efemeryczny portret Sheili, który Meade „musiała uchwycić, zanim ten się zdematerializuje”.
Jak mówi sama Meade, oryginalny pomysł zrodził się z obserwacji ruchomego cienia rzucanego przez słońce. Fascynacja zauważonym zjawiskiem sprawiła, że artystka przez długi okres czasu eksperymentowała z malowaniem cieni widocznych na ludziach pozostających w ruchu, odkrywając, że efekt wizualny wciąż oddziaływał, mimo odejścia od pierwotnego źródła światła.
Wspólne działania malarki i performerki są czymś więcej niż tylko dobrze sprzedającą się nowostką.
Doskonale pokazują, w jaki sposób współczesność po raz kolejny czerpie i przekształca na swój własny język cechy tradycyjnego malarstwa.
Projekt artystek wzbudził niebywale uznanie wśród międzynarodowych krytyków, którzy niemalże jednogłośnie uznali twórczość Alexy Meade i Sheili Vand za nowy rozdział w rozwoju portretu. Na marginesie można by jeszcze dodać, portretu tak subtelnego jak ciało Kleopatry.
Coś fantastycznego, jestem całkowicie zahipnotyzowana! To przedzieranie się jednej dziedziny sztuki w drugą, igranie z odbiorcą, zacieranie granic jest po prostu niebywałe i niezwykle pociągające. Było już malarstwo hiperrealistyczne, teraz przyszedł czas na nowy nurt. Żywe Obrazy… nie wiem, czy to określenie całkowicie mnie przekonuje, ale coś w tym jest…