Należy do twórców, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Żywe, intensywne kolory, ekspresyjne postacie na abstrakcyjnym tle i łagodny modelunek to najważniejsze składniki jego stylu.
Józef Rafał Chałupka, bardziej znany jako Rafał Olbiński, urodził się 21 lutego 1943 roku w Kielcach. Wolny od nauki czas spędza z ołówkiem w dłoni. Kocha rysować, tworzy portrety członków rodziny. Ma talent, jednak pytany o studia długo się zastanawia. W końcu po liceum idzie na studia do warszawskiej Politechniki. To wtedy Olbiński orientuje się, że wiedza z zakresu architektury choć przydatna wcale go nie pociąga. Pod koniec lat 60. zaczyna tworzyć pierwsze grafiki. Czarno – białe prace pochłaniają go do tego stopnia, że przestaje myśleć o wyuczonym zawodzie. Na krótko wyjeżdża do Paryża, stamtąd do Nowego Jorku. Wtedy w Polsce wybucha stan wojenny. Nie jest jedynym artystą, który trafia do Stanów.
„Był taki moment, gdy polskie plakaty były istotnie rozpoznawane na świecie. Lata 60. i 70., może początek 80., kiedy wyjątkowo uzdolnieni artyści zajęli się plakatem – z braku alternatywy, bo polski rynek sztuki komercyjnej nie istniał. Należeli do nich architekci, malarze, którzy zamiast tworzyć dla galerii – jak np. Świerzy, Starowieyski i inni – robili plakaty. Organizowano wtedy takie konkursy: co miesiąc wybierano najlepszy plakat na ulicach Warszawy. Na pierwszej stronie «Życia Warszawy» pojawiały się wyniki. To sytuacja bez precedensu, żeby najlepszy plakat np. w Nowym Jorku publikowano na pierwszej stronie «New York Timesa». W ten sposób plakacista stał się atrakcyjnym zawodem, dawał rozpoznawalność, a każdy chciał stać się sławny. Ja też na ten haczyk się złapałem”.
Wykonuje „zapadające w pamięć” plakaty. Olbiński: „Ktoś powiedział, że dobry obraz – to taki, który zapamiętasz, który ma warsztat bez zarzutu, powoduje zmysłowy zachwyt i ma właśnie moralne przesłanie. To także moja filozofia”. Dodaje: Dobry plakat powinien mieć siłę. Kiedyś znalazłem plakat, na którym był tylko wykrzyknik i znak zapytania. I to był najlepszy plakat, jaki widziałem. Wykrzyknik wizualny – wrzask – i znak zapytania – refleksja – to dało mu podwójne dno. Jeśli plakat ma te dwie cechy, istnieje szansa, że okaże się dziełem sztuki. Wykrzyknik zwraca naszą uwagę i nas zatrzymuje, a znak zapytania powoduje refleksję. Uważam, że to idealna kombinacja”.
Proste, jednoznacznie kojarzące się symbole dostrzega też Andrzej Wajda. Proponuje młodemu artyście stworzenie plakatu do najnowszego filmu. „Człowiek z żelaza” zachwyca krytyków nie mniej niż praca Olbińskiego. Postać z pękniętą nakrętką na oczach przypominająca opaskę staje się ikonicznym dziełem, w którym liczy się przesłanie.
Rafał Olbiński: „Jest to oczywiście łatwiejsze w plakacie artystycznym niż reklamowym, który ma publiczność większą, za to mniej wyrafinowaną; należy do niej mówić językiem o wiele prostszym. Ale i te plakaty robię najlepiej, jak potrafię, z taką samą uczciwością. I przyznam, że rezultat bywa niespodziewany, zaskakujący wizualnie nawet dla mnie. Zresztą tak się już utarło, że zleceniodawcy nie dyktują mi formy i mogę robić to, co mi odpowiada”. Potem są kolejne prace.
W 1995 roku artysta zostaje zaproszony do udziału w prestiżowym konkursie „Nowy Jork stolicą świata”. Miasto w formie balonu, z którego wyrastają wieżowce na czele z Empire State Building i Muzeum Guggenheima, przynosi mu pierwszą nagrodę. To nie jedyny jego sukces. Olbiński otrzymuje coraz więcej zleceń, m.in. od Agencji Informacyjnej Stanów Zjednoczonych. Tworzy dla niej plakat na 25. Dzień Ziemi.
Jednak najbardziej znane są jego plakaty operowe. Jedną z pierwszych realizacji Olbińskiego jest dosyć kontrowersyjny plakat do „Salome”. Oko Jana Chrzciciela spoczywające na łonie Salonie przypada do gustu dyrektorom teatrów. Olbiński po raz kolejny staje się jednym z najbardziej zapracowanych polskich plakacistów. Współpracuje, m.in. z New York City Opera, Utah Opera, Pacific Opera w San Francisco, warszawskim Teatrem Wielkim – Operą Narodową, Operą Novą w Bydgoszczy, szczecińskim Teatrem Współczesnym oraz Operą i Filharmonią Podlaską w Białymstoku.
Pytany o ulubione prace Olbiński rzuca: „Maluję metaforę, a ona najpierw jest obrazem, a potem plakatem – lub odwrotnie. Z których czuję się najbardziej dumny? Przypuszczam że z tych, które mają szansę pozostać w zbiorowej pamięci, stać się ikoną wizualną – jak «Mona Lisa» czy «Pocałunek» Klimta. Pośród miliarda wizualnych produktów zapamiętamy tylko kilka i marzeniem każdego artysty to chęć stworzenia takiej ikony”. Jednym z nich jest plakat do „Makbeta”, spektaklu zrealizowanego w Operze Wrocławskiej.
Zanim Olbiński zacznie tworzyć długo przegląda reprodukcje obrazów i plakatów. Szczególnie przypada mu do gustu plakat do „Makbeta” Andrzeja Pągowskiego. Głowa tytułowego bohatera zrośnięta ze zwiniętym, przypominającym labirynt murem zamku pasuje do indywidualnego stylu Olbińskiego. Niemal z miejsca artysta zostaje okrzyknięty geniuszem polskiego plakatu. To jego ostatni kultowy plakat. Chociaż Rafał Olbiński nie powiedział jeszcze ostatniego słowa coraz bardziej zajmuje go ilustracja i surrealistyczne obrazy. Szkoda, bo każdy stworzony przez niego plakat zachwyca i budzi dużo pozytywnych emocji.