- To na czym widz skupia uwagę kiedy pierwszy raz styka się z Pana sztuką, to powierzchnie obrazów, które zdają się drgać lub też wyglądać tak, jakby zostały utkane, niczym gobeliny. Do czego przywiązuje Pan szczególną uwagę podczas procesu twórczego?
Malując obraz zawsze mam wcześniej w głowie gotowe wyobrażenie na temat tego, co chcę nim osiągnąć, do czego zmierzam. I choć najbardziej zależy mi na zbudowaniu atmosfery i nastroju, poczucia intymności (zwłaszcza w aktach i erotykach), to warstwa formalna jest zawsze bardzo ważnym aspektem. Dlatego uważam, że „ tkanie” obrazów za pomocą farby, nadaje im zmysłowości, i cieszę się, że tak jest to odbierane.
- Pańska technika jest bardzo szczegółowa, co niewątpliwie wymaga wiele cierpliwości. Czy w życiu, tak jak i w sztuce, jest Pan cierpliwym człowiekiem?
Jeżeli wymaga tego sytuacja, to jak najbardziej:) Ale nie w sytuacji kiedy czas jest marnowany, a nie wykorzystywany.
- Motywem, do którego nieustanie Pan powraca jest kobieta. Czy ma ona jakieś szczególne znaczenie w Pańskiej sztuce?
Nie tylko w sztuce. Od najdawniejszych czasów kobieta zajmuje najważniejsze miejsce zarówno w sztukach plastycznych, w literaturze czy aspektach kultury, takich jak religia, mistyka. Kobiety dają życie, kobiety je pielęgnują, kobieta to miłość, a czasami cierpienie. To kwintesencja życia i dlatego są tak wyjątkowe i ważne. Także w moim malarstwie.
- A jaką rolę pełni w prawdziwym życiu?
Jest nie tylko inspiracją. Staje się też przyjaciółką, powierniczką, osobą, bez której przeżywanie życia nie ma sensu. Dlatego tak wielkim szczęściem jest znalezienie tej swojej „drugiej połowy”.
- W Pańskich obrazach jawi się świat pełen radości zaakcentowanej poprzez odcienie różnorakich kolorów. Czy malarstwo jest dla Pana ucieczką od szarej codzienności, czy wręcz na odwrót – Pańskie życie namalowane zostało całym wachlarzem różnorodnych barw?
Jeśli chodzi o kolor i nastrój, to moje malarstwo jest chyba wręcz odzwierciedleniem mojego życia, a nie ucieczką od niego. Mam ogromne szczęście mieć wspaniałą żonę i syna, wspaniałych przyjaciół i zajęcie które kocham. A gdy szukam inspiracji, to wraz z żoną, która też jest artystką, podróżujemy po świecie. Jak zawsze, pojawiają się też szarości i półcienie, ale na szczęcie nie na tyle żeby trzeba było przed nimi uciekać:)
- Kolor dla fowistów był nośnikiem emocji oraz „pierwszym i wystarczającym warunkiem”. Jaką rolę pełni zaś w Pana sztuce?
Wydaje mi się, że nie ma aż tak kluczowego znaczenia. Do rozumienia koloru w sposób Fowistów chyba zdecydowanie bliżej mojej żonie:) Dla mnie kolor jest niezwykle ważnym elementem całości, ale jednak nie czynnikiem najważniejszym. W moich obrazach ważna jest narracja, opowiedziana historia. Kolor nadaje danej sytuacji nastrój i emocje, ale sam, bez „rysunku” i tematu nie byłby wystarczający.
- Inspiracją dla Macieja Urbaniaka jest…
Na pewno od zawsze duże wrażenie robił na mnie Klimt czy Mucha. Zresztą cała estetyka secesji jest mi bardzo bliska. Ale ogromny wpływ mają też podróże – architektura Toskanii, słońce Prowansji. W Indiach zafascynowały mnie płaskorzeźby z Khajuraho, w Nepalu ornamentyka i mocne kolory codzienności. Z Indonezji i Filipin przywiozłem niezapomniane obrazy raf koralowych, które też często goszczą na moich płótnach.
- Mówi się, że artystę można poznać poprzez jego sztukę. Gdyby miał Pan więc określić swoją twórczość jednym słowem, jaki byłby to termin?
Może tak się mówi, ale szukanie takich słów-kluczy zostawię jednak innym:) Dla mniej najważniejszym wyznacznikiem, jest żeby w zgodzie z sobą, swoją wyobraźnią i estetyką móc powiedzieć o obrazie, że jest dokładnie takim, jakim chciałem żeby był, kiedy zaczynałem go malować.
- Czy istnieje jakiś artysta, którego twórczość w szczególności Pan podziwia?
Tak jak napisałem wcześniej na pewno jest to Klimt czy Mucha. Ale mogę śmiało się przyznać, że jeżeli chodzi np. o warsztat rysunkowy, to jako wieloletni fan serii komiksów o Thorgalu bardzo lubię twórczość Grzegorza Rosińskiego:)
- Pańskie obrazy znajdują się w wielu kolekcjach na całym świecie. W czym tkwi tajemnica ich sukcesu?
O to należałoby zapytać kolekcjonerów i galerie, z którymi pracuję. Może to, że nawiązując do jednego z poprzednich pytań, pomagają komuś oderwać się od szarej codzienności?
- Czy wędruje Pan razem ze swoimi płótnami aby poznać ich nowych właścicieli?
Tu nie ma reguły. Natomiast ogromnie lubię, czy to na wernisażu, czy też prywatnie w mojej pracowni, spotykać się z ludźmi, którzy interesują się moją sztuką. Jest to zawsze bardzo miła i inspirująca wymiana myśli. Czasami też takie spotkania kończą się wieloletnimi przyjaźniami.
- Owymi nowymi właścicielami są Polacy mieszkający poza granicami kraju, czy może raczej obcokrajowcy?
Tutaj także nie ma jakiś ustalonych zasad. Na pewno cieszy, że pomimo informacji o kryzysie, pojawia się coraz więcej ludzi, często młodych, dopiero zaczynających ludzi interesu, którzy już czują potrzebę kolekcjonowania sztuki. To wspaniałe, bo świadczy o tym, że po ponad 20 latach wreszcie dogoniliśmy zachodnią Europę. Przynajmniej jeśli chodzi o podejście do sztuki.
- Pański syn – Roch – rozpoczął studia na krakowskiej ASP, czy chciałby Pan, aby tak jak jego rodzice został artystą?
Mój syn nie tylko rozpoczął, ale już zakończył, 2 lata temu, studia na krakowskiej ASP. I czy mi się to podoba, czy nie, już został artystą:) A tak na serio to bardzo się cieszę i jestem dumny, że po studiach Roch bardzo dobrze sobie radzi na rynku sztuki i ma już na swoim koncie sporo sukcesów, z dużą indywidualną wystawą w USA włącznie.
- Pozostając w kręgu rodzinnym. Alicja Słaboń-Urbaniak, Pana żona, również jest artystką zajmującą się malarstwem zawodowo. Czy nie myśleli Państwo nigdy o stworzeniu wspólnego projektu? A może wręcz przeciwnie – jakiejś konfrontacji artystycznej w rodzinie Urbaniaków?
Rozmawialiśmy z żoną o takiej możliwości, ale doszliśmy do przekonania że nie miałoby to większego sensu. Znaleźliśmy razem niełatwą do osiągnięcia równowagę, gdzie od ponad 20 lat, dzień w dzień, dwoje artystów może razem bezkonfliktowo pracować w jednej pracowni. I co ważniejsze, świadomie czy nie, nie wywierać na swoje malarstwo niemal żadnego wpływu. Bardzo to sobie cenimy. Choć oczywiście nie raz braliśmy udział we wspólnych wystawach. Ostatnio nawet, w Holandii i we Florencji, razem z naszym synem.
- Gdyby dostał Pan możliwość i mógł raz jeszcze zapisać puste karty opowiadające historię życia Macieja Urbaniaka – czy coś potoczyłoby się inaczej?
Nie.
- Pańskie obrazy można kupić w wybranych przez Pana galeriach w Polsce, a gdzie i kiedy będzie można zobaczyć najbliższą wystawę?
Na pewno w tym roku.
Serdecznie dziękuję za udzielenie odpowiedzi na moje pytania, życzę dalszych sukcesów artystycznych.
Interesujący artykuł, ciekawa osobowość i nietuzinkowe dzieła…