Kocha realizm magiczny, co widać na pierwszy rzut oka. Parowozy, porośnięta mchem architektura, przenikające się światy sprawiają wrażenie tajemniczych. Jego oleje i pastele zadziwiają niczym nieskrępowaną wyobraźnią, skomplikowanymi symbolami. Dzieła charakterystyczne, pełne niedomówień i zaskakującego poczucia humoru.
Marcin Kołpanowicz urodził się w 1963 roku w Krakowie. Już w dzieciństwie stara się połączyć dwie namiętności – są nimi malarstwo i podróże. Studia na Wydziale Malarstwa w krakowskiej ASP utwierdzają Kołpanowicza w przekonaniu, że wybrał właściwą drogę. Dyplom uzyskany w pracowni Stanisława Rodzińskiego i Zbyluta Grzywacza w 1987 roku jest właściwie czystą formalnością. Już wtedy malarz może pochwalić się pierwszym sukcesem, wystawą w galerii Inny świat w Krakowie. Dzięki surrealizmowi poznaje obce kultury.
Bez ogródek przyznaje: „Bez podróży nie byłoby obrazów. Mówi się, że wyobraźnia jest formą pamięci, więc korzystam z zapamiętanych widoków, tworząc nową rzeczywistość. W swoich obrazach często przenoszę całe krainy w inne miejsce, umieszczam góry na chmurach, wodospady na fasadach katedr czy miasta na wulkanach”. Pierwsze indywidualne ekspozycje artysty mają miejsce w rodzinnym mieście. Jednak początki artystycznej kariery wcale nie są dla niego najłatwiejsze.
Kołpanowicz: „Za komuny, czyli w czasach mojej młodości, mógłbym odpowiedzieć tak: ponieważ rzeczywistość wokół przygnębiała szarością i beznadzieją, a o paszport było trudno, malarstwo fantastyczne zastępowało w jakimś sensie podróże, było formą ucieczki od bylejakości, siermiężności i nieatrakcyjności otaczającego świata, od szarych blokowisk, szarych sklepów z pustymi półkami i milicjantów w szarych mundurach (…)”.
Wielki świat upomina się o niego dopiero w 1992 roku, od tamtego czasu regularnie bywa m.in. w Holandii, Austrii, Niemczech i Ameryce, gdzie wystawia swoje fantastyczne, pełne magii i lekkości obrazy. Ulubione motywy? Walka cywilizacji z naturą. Wyjaśnia, że ta interesowała go od zawsze. „(…) Czasami to jest konflikt, czasami symbioza. Orły budują gniazda na nowojorskich drapaczach chmur, a koralowce i polipy porastają wrak Titanica. Miasto, czyli «polis», to dla mnie pewna metafora cywilizacji, jej struktury, jej powtarzalności i hipertrofii. A zestawienie dzikiej przyrody z architekturą? Myślę, że jest to obraz wnętrza każdego z nas: z jednej strony pierwotne instynkty, gwałtowne reakcje, popędy, z drugiej – racjonalne myślenie, kultura, religia czy dobre wychowanie…”- tłumaczy.
Oprócz licznych podróży malarza inspiruje również twórczość mistrzów renesansu na czele z Brueghlem. W 2014 roku malarz jedzie na południe Francji, co jest jego wielkim marzeniem.
W Le Mont Dore, najważniejszym festiwalu realizmu magicznego, prezentuje cykl płócien. O dla niego nie lad wyróżnienie, tym bardziej, iż jest jedynym polskim artystą zaproszonym na wystawę. Poza tym jak wyznaje: „Le Mont Dore to miejscowość uzdrowiskowa, przepięknie położona w wysokich górach Owernii”.
Intrygujące tytuły obrazów to kolejna cecha charakterystyczna dzieł Kołpanowicza. „Tytuły obrazów z cyklu «Niewidzialne miasta» tworzę na ogół przez poprzedzenie słowa «polis» łacińską lub grecką nazwą najbardziej charakterystycznego elementu kompozycji. «Fungopolis« mógłby się więc nazywać «Grzybogród», «Cataractopolis» – «Wodospadowo», a «Tornadopolis» – «Trąbowice Powietrzne» (śmiech), ale wydaje mi się, że te łacińskie tytuły brzmią lepiej, a poza mogą być również zrozumiałe za granicą”- konkluduje.
Kołapanowicz rzadko udziela wywiadów, chce przekazać swoją sztuką jak najwięcej emocji, uważa, że jest ona ważniejsza niż wyrażanie własnych opinii. Jednak nie każdy według malarza powinien być artystą, bo jak mówi: „(…) Artysta tworzy własne góry, pustynie, morza i metropolie, by dowiedzieć się czegoś więcej o sobie. Myślę, że jestem jednym i drugim. W moim wypadku podróżnik pracuje dla artysty, zbiera dla niego pokarm”. W 2014 roku w ramach II Tragów Sztuki w Krakowie Kołpanowicz prezentuje najnowsze prace wspólnie z Olbińskim i Jaśnikowskim. Obok nich na ekspozycji nie może zabraknąć malarstwa fantastycznego Zdzisława Beksińskiego. Po raz pierwszy, choć nie ostatni, Kołpanowicz staje się jednym z największych żyjących twórców surrealizmu i realizmu magicznego.
Szybko staje się rozpoznawalny, jedno z płócien artysta wypożycza na plan serialu „Siedlisko”. Wielbiciele jego twórczości oglądają w jednej ze scen latający parowóz, kolejne reprodukcje surrealistycznych dzieł trafiają na okładki „Brulionu Paryskiego” Arkadiusza Pacholskiego, “Kielicha” Waldemara Łysiaka i tomików poezji Marty Dąbrowskiej.
Marcin Kołpanowicz należy do grona niezwykle zajętych artystów. Oprócz tworzenia kolejnych realistyczno – magicznych światów, podróży po Etiopii, wykonuje też obrazy religijne. Jego oryginalna, przepełniona pastelowymi kolorami Droga Krzyżowa pojawiła się w kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Tenczynku niedaleko Krakowa, a beatyfikacyjny obraz siostry Marty Wieckiej można obejrzeć w Śniatyniu na Ukrainie. Jak dotąd największymi realizacjami okazały się obraz ołtarzowy i fresk w Centrum św. Jana Pawła II w Łagiewnikach. Malarz poświęcił wiele czasu na dobór odpowiednich, kontrastujących ze sobą, jaskrawych barw podkreślających miękki modelunek postaci. Wyzwaniem dla Kołpanowicza okazały się też freski rozmieszczone nie w jednym a kilku miejscach świątyni.
Marcin Kołpanowicz jest niespotykanym malarzem, dla niego tworzenie kolejnych cykli malarskich to nieustanna podróż w głąb siebie. Realistyczno – magiczne obrazy stanowią dla artysty doskonałą okazję do pokazania siebie. Bo dla Kołpanowicza to właśnie autentyczne przedstawienia ruin, wyłaniających się z mgły przedmiotów są najistotniejsze. Nic i nikt tego nie zmieni. W końcu malarz jest artystą tworzącym wedle własnych reguł, ogranicza go wyłącznie wyobraźnia. A ta jest równie bogata co tworzone przez niego dzieła.