Uwielbia spełniać swoje zachcianki, nazywa je wizjami. Jego sztuka ma tyluż zwolenników, co krytyków. Bywa nazywany geniuszem autopromocji, ale też banalnym, kiczowatym artystą. Mówi, że robi to, co robiliby Beatlesi, gdyby tworzyli rzeźby. Jeff Koons. Skandalista o miłym, ujmującym uśmiechu.
Jeffery Lynn Koons urodził się 24 stycznia 1965 roku w Yorku w Pensylwanii. Marzy o byciu artystą. Jeszcze nie wie, że kilkadziesiąt lat później zarobi „na nieszkodliwej fanaberii” miliony. W wolnych chwilach pomaga ojcu w prowadzeniu sklepu. Już wtedy Koons zdaje sobie sprawę z ogromnej wartości reklamy. Kopiuje arcydzieła i umieszcza je za szklaną witryną sklepu. Dodaje do zabawek lustra, tworzy pierwsze ready mades, podobne do dzieł Duchampa.
Jeff znajduje sobie idola. Jest nim Salvador Dali. Zna na pamięć najważniejsze dzieła surrealisty, a gdy Dali przyjeżdża do Nowego Jorku, Jeff odwiedza malarza w hotelu. Już wtedy kocha szokować. Nosi czerwone włosy i długie wąsy. Studiuje malarstwo w Maryland Institute College of Art w Baltimore i School of the Art Institute of Chicago.
Nauka malarstwa jest dla Koonsa ważna także z innego powodu. Poznaje Eda Paschkema, wkrótce Jeff zostanie jego asystentem. Zatrudnia się w Museum of Modern Art. Koonsa pociągają też fundusze inwestycyjne, rezygnuje z nich na rzecz rzeźby. Od razu zatrudnia kilkudziesięciu pomocników, którzy w na pozór swobodnej atmosferze przechadzają się po farmie rodzinnego domu Koonsa w Pensylwanii, i realizują „szalone wizje” artysty.
Każdy z nich odpowiada za jeden etap produkcji. Dba, by rzeźby wyglądały na stworzone „jedną ręką”. Pomysł Koonsa nie jest niczym nowym, przed rzeźbiarzem robił to, m.in. Andy Warhol. Koons: „Teraz mogę swobodnie pracować z przedmiotami, które niekoniecznie istniały wcześniej. Mogę tworzyć modele”.
Gwiazdą zostaje gdy wykonuje porcelanową figurkę Micheala Jacksona, podobną bardziej do straganowej rzeźby niż dzieła sztuki. Jeff: „Widz może na pierwszy rzut oka dojrzeć w mojej pracy ironię… ale ja wcale jej nie widzę”. W 1989 roku Koons poznaje Ilonę Staller, lepiej znaną jako „Cicciolina”. Gwiazda twardych filmów dla dorosłych i posłanka włoskiej Partii Radykalnej pozuje z Koonsem do „Made in Heaven”. Praca okazuje skandalem, ostatecznie trafia do Whitney Museum. Podobnych prowokacji w życiu Jeffa będzie więcej. Znak rozpoznawczy?
Kolorowe, „dmuchane” rzeźby psów, królików i tulipanów z z serii „Celabration”. Stworzone z nierdzewnej stali szlachetnej elementy wyglądają jakby nic nie ważyły. Koons długo dyskutuje z niemieckim, rodzinnym zakładem metalurgicznym. Chce, by każdy element ważył 50 kilo. Na tym nie koniec! Kolorowe powłoki należy oszlifować, proces zajmuje aż 250 godzin. Pomyłki nie wchodzą w grę. Koons nadzoruje każdy etap prac. Jest perfekcjonistą. I wtedy na horyzoncie pojawiają się pierwsze kłopoty.
Zespół artysty nie dotrzymuje terminu, rzeźba trafia do Muzeum Guggenheima kilka tygodni później. Kosztuje też znacznie więcej niż obiecał Koons. Dla dyrektora nowojorskiej galerii sprawa jest prosta – odwołuje wystawę. Pracownicy zostają zwolnieni. To chwilowe tarapaty, myśli Jeff. Prosi o pomoc kilku kolekcjonerów. Ma szczęście. Dakis Joannou, Peter Brant, Eli Broad, Jeffrey Deitch i Anthony d’Offay od razu zaczynają wierzyć w projekt. Sama seria z miejsca staje się kultowa, niemal od razu zostaje sprzedana.
Koons uważa, że z każdego przedmiotu można stworzyć dzieło sztuki. Tak powstaje „The Pre – new”, praca złożona z małego AGD. W „The New” Koons zamyka w szklanej witrynie odkurzacze. Nie inaczej wygląda „Gazing Ball”, rzeźba z 2013 roku. Do gipsowych antycznych posągów rzeźbiarz doczepia błękitne kule. Koons wie co robi.
Prace z pogranicza pop – artu i dadaizmu coraz lepiej się sprzedają. Tylko w 2013 roku na aukcji Christie’s zostaje sprzedany „Ballon Dog (Orange), jedna z pięciu „dmuchanych” rzeźb. Najsłynniejsza praca Koonsa idzie pod młotek za 50.4 miliony dolarów. Rekord Koonsa, który w 2008 roku zarobił nieco ponad 80 milionów euro, pobije tylko David Hockney.
Ale i tak Jeff ma powody do zadowolenia. Nawiązuje współpracę z kilkoma luksusowymi markami, m.in. Louisem Vuittonem, BWM Art Car, H&M, domem Perinion. Coraz więcej gwiazd zaprasza Koonsa do studia. Tak jest np. z Lady Gagą, która nie wyobraża sobie, by okładkę „Artpop” stworzył ktoś inny. Jeff się zgadza. Płyta, która ostatecznie pojawia się na rynku w 2013 roku od razu zyskuje rozgłos.
Koons nie przestaje zaskakiwać. Jeden z krytyków nazywa go „zuchwałym, dość zabawnym i tak strawnym jak paczka M&M’s” artystą. Rzeźbiarza bawią te porównania. Niemal codziennie dochodzi do protestów z udziałem demonstrantów. Jeff nic sobie z tego nie robi, skromność nie jest jego mocną stroną. Gdy jedna z stacji proponuje wywiad, Jeff zgadza się pod warunkiem, że… sam go przeprowadzi.
Koons ma też wielu zwolenników. „Nawet po 30 latach Koons mieszał wysokie i niskie – pies utkany z balonów, a następnie powiększony do publicznego pomnika; naturalnej wielkości popiersie Michaela Jacksona i jego szympansa ze złocisto – białej porcelany – nadal wydaje się znaczące”.
Jeffa Koonsa można nie lubić. Ale to nie znaczy, że jego prace wpisały się na stałe do kanonu sztuki współczesnej. Tak jak przed laty stało się to z ready mades Marcela Duchampa.