Najciekawszą, najmniej ograniczającą formą przekazu tego co we mnie siedzi.
Salvador Dali, robił wiele innych znacznie bardziej dziwniejszych rzeczy, by zwrócić na siebie uwagę. Ja mam zupełnie inne podejście do tej sprawy. To moje obrazy mają być w centrum uwagi, one maja mówić za mnie. Ostatnimi czasy jest duże parcie na to, by artyści byli celebrytami, by szokowali, skandalizowali, by ich osoba była na pierwszym planie.
Jednocześnie to co tworzą jest z reguły bardzo słabe. Ja natomiast uważam, że dobra sztuka zawsze się obroni, bez potrzeby robienia tych wszystkich szopek.
A.Ch.:
Steampunk zajmuje ważne miejsce w Pańskiej
sztuce. Czy Les Cités Obscures autorstwa François Schuitena i Benoîta Peetersa, Pierwsza brygada Tobiasza Piątkowskiego lub też jakiś z filmów anime wpłynął na Pańską fascynację akurat tym nurtem?
J.J:
Jeśli od najmłodszych lat jest się fanem filmów i komiksów Science Fiction, a jednocześnie miłośnikiem starych parowozów, sterowców , samolotów i powieści Juliusa Verne to synteza tych zainteresowań musi doprowadzić w końcu do Steampunku. Choć powiem szczerze, że ten nurt jak i sama nazwa jest mi znana od niedawna, przez wiele lat byłem nieświadomy tego, że to co tworzę ma tak sprecyzowaną definicję.
A.Ch.:
Mówi Pan, że jego malarstwo jest podróżą po nieodkrytych światach, co więcej, jak mamy okazję się przekonać – bardzo różnorodnych światach. Czy któryś z nich jest Panu szczególnie bliski?
J.J.:
Myślę, że jest to ciągle jeden i ten sam świat, Świat Nieskrępowanej Wyobraźni, Świat Alternatywny. Odkrywanie jego jest niesamowitą frajdą. Czuję się trochę jak Magellan, tym bardziej, że tak do końca to nie wiem dokąd jutro zawędruję.
A.Ch.:
A co z podróżami poza światem wyobraźni?
J.J.:
No tu już nie jest tak różowo. Świat wyobraźni pochłania mnie całkowicie. Czasami muszę się zmuszać, by zostawić malowanie na kilka dni i gdzieś się wybrać, zazwyczaj dopiero wtedy przychodzi zdziwienie i pytanie dlaczego tego częściej nie robię.
A.Ch.:
Bez względu na to czy kosmiczno-balonową machiną czy steampunkowym statkiem, odbiorca Pańskiej sztuki wyrusza w nieustanną podróż poszukując przygody. Czy ciągłe odkrywanie i poszukiwanie stanowi odbicie Pańskich pragnień z dzieciństwa?
J.J.:
Na pewno tak. Ja w ogóle pozwoliłem sobie zachować wiele z dziecka i pewnie dzięki temu czuje się w duchu bardzo młody.
A.Ch.:
Co najcenniejszego odnalazł Pan podczas podróży w swojej wyobraźni?
J.J.:
Sens życia. Ja wiem, że to brzmi bardzo patetycznie, ale gdyby nie ta wyobraźnia, to nie było by mojej sztuki i możliwości
tworzenia. A jeśli nie był bym artystą, to nie wiem kim bym był. Może sprzedawcą okularów słonecznych na ryneczku na
galaktycznej w Legnicy? Przez kilka lat tak zarabiałem i nie ma w tym nic złego.
A.Ch.:
Pańskie obrazy uderzają niezwykle szczegółowym potraktowaniem detalu. Idąc więc tropem zagadnień techniki malarskiej – rysunek czy kolor?
J.J.:
Obydwie te rzeczy. Nie może być dobrego obrazu, bez poprawnie zestawionej kolorystyki, a chcąc malować
hiperrealistyczne prace potrzebne jest dobre przygotowanie w rysunku, jak i również znajomość anatomii, perspektywy,
geometrii i twierdzeń Talesa.
A.Ch.:
Pozostając w kręgu technicznym – czy istnieją jakieś ściśle określone etapy, jakieś schematy, według których wykonuje Pan swoje prace?
J.J.:
To jest tak jak z tworzeniem wszechświata. Najważniejsza jest ta krótka chwila na początku, która nadaje wszystkiemu
sens, ta chwila w której niespodziewanie pojawia się wizja, taka Era Plancka. Potem to już leci samo, szkice koncepcyjne, wybór formatu i szkic na płótnie. Kolejnym ważnym momentem jest dogłębna wizualizacja obrazu, a kiedy już mam wszystko zobaczone, wtedy kończy się sztuka i zaczyna rzemiosło, czyli nakładanie farby.
A.Ch.:
Posągi i machiny zostają w Pańskiej sztuce uczłowieczone. Czy te twarze noszą znamiona jakieś realnej osoby?
J.J:
Zazwyczaj nie, chodzi mi o sam proces uczłowieczania przedmiotów pozornie martwych, ale działa to też w drugą
stronę. Człowiek nabiera cech maszyny lub kamienia. Pozwalam sobie na zacieranie różnicy miedzy właściwościami
materii.
A.Ch.:
Co najważniejszego chce dać Jarosław Jaśnikowski odbiorcy swoich dzieł?
J.J.:
Wgląd do innego świata. To jest jak tworzenie okien, poprzez które można zobaczyć Świat Alternatywny. Przy czym
nie do końca czuję się architektem tego świata. Bardziej jestem obserwatorem, Opowieściomalarzem.
A.Ch.:
Motyw snu na stałe gości w Pańskiej twórczości. Czy pamięta Pan swój najgorszy koszmar i najpiękniejszy sen?
J.J.:
Najgorszych nie pamiętam, a najpiękniejsze to są te, kiedy pokonuję grawitacje i latam. Lubię też kiedy przyśni mi się ktoś, kto już odszedł. Fajnie jest spotkać się z dziadkiem, zobaczyć jego uśmiech, nawet jeśli odszedł dziesięć lat temu.
A.Ch.:
Którą z swoich wystaw najlepiej Pan wspomina?
J.J.:
Trudno mi wybrać jakąś konkretną, zawsze jest mi miło spotkać się z ludźmi, móc im dać to co się ma najlepszego.
A.Ch.:
Jakie plany dotyczące swojej dalszej drogi artystycznej ma Jarosław Jaśnikowski?
J.J.:
Najważniejsze plany związane są z obrazami, jakie chciałbym namalować, a teczka z projektami staje się coraz grubsza. Zapewne też w najbliższych latach bardziej zaangażuję się w tworzenie obrazów stanowiących zwarte cykle. Kręci mnie tematyka historyczna, czy też naukowa, szczególnie kosmologia, fizyka. Fajnie by było pokazać to w formie obrazów. Oczywiście są też plany związane z wystawami, jak i pomysły na ciekawe wydawnictwa, może jakiś album. Zobaczymy.
A.Ch.:
Serdecznie dziękuję za udzielenie odpowiedzi na moje pytania, życzę dalszych sukcesów artystycznych.
J.J.:
Dziękuję.
Rozmawiała: Agnieszka Chwiałkowska | TouchofArt.eu