Multi talent, mówią o nim niektórzy. Inni dodają, że praca nad obrazami pozwalała mu zachować świeżość. Jan Tarasin. Malarz, grafik i fotograf. W każdej z tych ról czuł się świetnie.
Urodził się 11 września 1926 roku w Kaliszu. W rodzinnym mieście sporo czasu poświęca nowym szkicom i rysunkom. Koledzy mówią o nim osobny. On sam woli określenie, że czuje się lepiej w świecie, który sam stworzył.
W wieku 19 lat Tarasin wyjeżdża do Krakowa. W mieście artystycznej bohemy nikt nie patrzy na niego krzywo. Na Wydziale Malarstwa czuje się wspaniale. Poznaje wspaniałych pedagogów, m.in. Zygmunta Rudnickiego, Wacława Taranczewskiego i Zbigniewa Pronaszkę. Jeszcze nie wie, że ze środowiskiem akademickim zwiąże się na długie lata. To druga po malarstwie największa namiętność Jana.
W wolnym od nauki czasie wykonuje martwe natury, do których używa przedmiotów codziennego użytku. Ascetyczny realizm przestaje mieć dla niego znaczenie. Jana coraz bardziej pociąga abstrakcja. I choć nigdy nie stworzy takich kompozycji, potrafi godzinami je podziwiać. Fragmenty obrazów, nazywane przez niego „przedmiotami” umieszcza w trudnej do zidentyfikowania przestrzeni.
Tarasin: „Interesuje mnie pewien typ przedmiotowości doprowadzonej do abstrakcji”.
Czas studiów jest dla malarza dość intensywny, Tarasin zalicza debiut na wystawie. Wraz ze znajomymi z roku pojawia się na I Wystawie Sztuki Nowoczesnej w Krakowie. Sama ekspozycja jest wydarzeniem bez precedensu. Dla Tarasina to świetna okazja do poznania zawodu artysty od podszewki. Spotyka twórców z Grupy Krakowskiej. Dzięki temu kontaktowi wyjeżdża na stypendium do Chin i Wietnamu, gdzie zachwyca się kaligrafią. Tarasinowi imponuje precyzja wykonania przedmiotów. Powróci do niej kilka lat później.
Na razie staje się sławny dzięki propagandowemu plakatowi „Bumelant”. Wykonuje go w 1951 roku i od razu jedzie do Paryża. Dla Tarasina to pierwszy tego typu zagraniczny wyjazd. Nie rezygnuje z nauki, zdaje na Wydział Architektury, na którym zachwyca się prostymi geometrycznymi bryłami.
Jest nimi do tego stopnia zafascynowany, że w 1966 roku zmienia styl. W gęstej masie umieszcza owady, liście i laleczki. Tworzy dużo i szybko. W trakcie obowiązkowego Sympozjum Artystów Plastyków i Naukowców w Puławach wykonuje aż dwa dzieła. Są to „Przedmioty policzone” i „Mały rocznik statystyczny”.
Rok później Jan otrzymuje propozycję nie do odrzucenia. Ma objąć Samodzielną Pracownię Malarstwa na warszawskiej ASP. To dla niego wielkie wyróżnienie. Dzięki pracy na uczelni nie musi martwić się o byt. Dalej dużo maluje, powraca do płaskich obrazów. Jednak nie rezygnuje z symboli, rozmytych kształtów, liter z nieistniejącego alfabetu i znaków. Te ostatnie nazywa „buchalterem, który zapisuje wszystkie możliwe, nie kończące się sytuacje”. Tworzy z nich skomplikowane, wielowątkowe prace. Przedmioty i ludzi minimalizuje do barwnej plamy. Ulubione kolory? Czerwień, czerń, biel i żółć.
W latach 70. Tarasin znowu zmienia styl. Unika zgrupowanych postaci, zamiast nich pojawiają się formy architektoniczne. Maluje je zawsze na białym tle. Układ strefowy i szeregowy, a także skojarzenia z hieroglifami to kolejne cechy charakterystyczne jego sztuki. Coraz bardziej zajmują go proste geometryczne figury, tj. koła, kwadraty, kropki, krzyże, linie i łuki.
Tarasin: „Nie chcę (…) żeby to, co robię, miało bezpośrednie odniesienia do jakiegoś gotowego tworu natury. Zajmuję się «przedmiotami» na wielu piętrach ich odprzedmiotowienia”.
Już pierwsze wystawy Jana Tarasina w Galerii Sztuki Współczesnej Zapiecek przyciągają zaciekawione spojrzenia. Nie wszystkim podobają się prace nie podobne do niczego, ale krytycy zwracają uwagę na „Zeszyty”. Tarasin tworzy je przez cztery lata, począwszy od 1974 roku. Umieszcza w nich przetworzone serigrafią zdjęcia, szkice i rysunki. Dla miłośników twórczości Tarasina „Zeszyty” stanowią unikalną możliwość poznania jego warsztatu.
Dwa lata później, w 1976 roku, malarz otrzymuje nagrodę krytyki im. Cypriana Kamila Norwida. Wyróżnienie ma dla niego dużą wartość. Tarasin po raz kolejny przekonuje się, że sztukę można tworzyć na własnych zasadach. Bardzo mu to odpowiada.
Mówi: „Gdy w trakcie naszej pracy natrafimy na jakieś zjawisko, problem czy konkretną sytuację, której nie znaliśmy, ale którą odczuwamy niezwykle wyraźnie, zaczynamy ją rozumieć i oswajać się z nią, to w pewnym momencie pojawia się sprawa precyzyjnego określenia tego „czegoś”, sprawa nazwania go. Czujemy, że dopóki go nie nazwiemy, jego zaistnienie będzie niepełne i wątpliwe, ale z drugiej strony wiemy, że nobilitowanie go nazwą, spowoduje jego natychmiastowe zamknięcie w sztywnym kręgu określonym przez nazwę. Zagrodzi drogę jego naturalnej tendencji do rozwoju i przemian, usztywni go i zarejestruje jako kolejną pozycję w długim rejestrze znanych już i nazwanych zjawisk”.
W latach 80. i 90. Tarasin jest już gwiazdą polskiej sztuki nowoczesnej. Bez przerwy podróżuje między Krakowem, Lublinem, Poznaniem, Lublinem i Warszawą, w której mieszka. Otrzymuje szereg wyróżnień na czele z nagrodą im. Jana Cybisa, Złotym Medalem Gloria Artis i Orderem Odrodzenia Polski, drugim po Orderze Orła Białego najstarszym polskim odznaczeniem.
W 2007 roku, na jednej z ostatnich ekspozycji, w której bierze udział, krytycy zwracają uwagę, że prace Tarasina przypominają „Obrazy liczone” Romana Opałki. W rzeczywistości artyści wykonali je niezależnie od siebie. Galeria obrazów Jana Tarasina dostępna tutaj: https://www.touchofart.eu/Jan-Tarasin/jtaras1-Przedmioty-Uwolnione-II-rok-1991-OLEJ-NA-PLOTNIE/.
Gdy w 2013 roku nowy nabywca „Przedmiotów III”, dzieła Tarasina z 1965 roku, zapłacił za nie 1.100.000 złotych, marszandzi są zszokowani. Chociaż kompozycji malarza na rynku aukcyjnym wciąż jest sporo, to jednak za oszczędne, minimalistyczne dzieło należy sporo zapłacić. Obrazy Jana Tarasina są dziś łakomymi kąskami wśród kolekcjonerów. Zarówno polskich jak i zagranicznych. Nic nie zapowiada aby miało to się wkrótce zmienić.