Wywiad z Rafałem Olbińskim i Pawłem Kamińskim
1. Wybuch pandemii nie spowodował, że ludzie przestali kupować dobra luksusowe. Wręcz
przeciwnie: ilość odbywających się licytacji i kolejne rekordy pokazała, że nadal wielu z nas jest
zafascynowanych sztuką. Co sądzicie Panowie o eksplozji rynku sztuki w dobie pandemii.
Rafał Olbiński:
Eksplozja zaczęła się przed pandemią i wynika z bogacenia się społeczeństwa. W Polsce pojawiło się
sporo ludzi zamożnych. Można to porównać do poprzednich okresów np. przed wojną, gdzie sztuka się
dobrze sprzedawała, jak na przykład malarstwo patriotyczne Kossaków czy historyczne Matejki. Obecnie
bogaci ludzie, którzy kupili już po 3 samochody, zaczęli myśleć o sposobie na inwestowanie i wówczas
rynek sztuki stał się dla nich bardzo atrakcyjny. W Polsce jednak nie było tradycji zbierania sztuki.
Patrząc na naszą historię, nie zbierała jej na pewno szlachta, która byłą zajęta polowaniami. Magnateria
z kolei była zawsze kosmopolityczna i polska sztuka niekoniecznie do niech przemawiała. Były wyjątki –
warto tu wspomnieć choćby Czartoryskiego i zakupioną Damę z Łasiczką. Tu również można upatrywać
pierwszych tradycji kolekcjonerskich.
Sztuka jest generalnie jedną z lepszych inwestycji. Patrząc na badania długoterminowe, mowa o
pewnym zarobku w skali 6% powyżej inflacji.
Zakładam, że obecnie w Polsce około 20% kupujących to kolekcjonerzy, a 80% jednak inwestorzy, którzy
z czasem staną się kolekcjonerami. O tym jednak opowiem później.
Paweł Kamiński:
Korzenie tej eksplozji widzę nieco wcześniej. Rynek Sztuki rozpoczął intensywny wzrost już w 2018 roku.
Wówczas bardzo ożył i stał się bardziej ogólnodostępny. Pojawiło się zainteresowanie szeroko pojętym
surrealizmem jako w pewien sposób kierunkiem poszukiwań kolekcjonerskich i inwestorskich. Obrazy
uznanych twórców drożały z kwartału na kwartał i to na tyle znacząco, że nie dało się przejść nad tym
obojętnie. Pojawiło się wiele publikacji na temat inwestowania w sztukę, a rynkiem zaczęły się
interesować podmioty związane stricte z inwestowaniem kapitału. To spowodowało jeszcze większy
popyt na obraz uznanych artystów i kolejne wzrosty cen. Sama pandemia rzeczywiście przyśpieszyła
ten mechanizm. Więcej czasu spędzaliśmy w domach i puste ściany zaczęły lekko razić.
2. Polski rynek sztuki jest stosunkowo młody. Chociaż ciężko w to uwierzyć jeszcze w latach 80. nie
istniał podział na sztukę dawną, współczesną i najnowszą. W Stanach Zjednoczonych sytuacja
wyglądała nieco inaczej. Do dzisiaj wiele osób śledzi odbywające się tam aukcje z zapartym
tchem. Czy w Polsce kolekcjonowanie sztuki jest wciąż zajęciem elitarnym?
R.O.: Na pewno jest to zajęcie elitarne, gdyż jednak najczęściej są to duże pieniądze. Patrząc choćby z
perspektywy wyżej wspomnianych 80% udziałowców rynku sztuki. Co do samej pasji do sztuki, to jej się
na pewno uczymy. Nauka i zrozumienie zaś potrzebują czasu. Tego mamy obecnie na pewno więcej i –
jak pokazuje historia – to zawsze procentowało zainteresowaniem właśnie sztuką.
W średniowieczu mecenasem sztuki był kościół i dwory królewskie. Wyjątkiem może jest Holandia, gdzie
mieszczaństwo było bogate, lub rozwinięte Włochy. Medyceusze zapatrzeni byli na dwór Papieski gdzie
nadwyżki dochodów były ogromne.
Zamiast kolejnej formacji zbrojnej, otaczano się przedmiotami luksusowymi, na ścianach wisiały obrazy,
na ołtarzach także pojawiły się dzieła sztuki. W kolejnych wiekach choćby wybuch zainteresowania
sztuką w Paryżu wynikał właśnie z dużej ilości wolnego czasu wśród wzbogaconego na koloniach
mieszczaństwa francuskiego.
P.K.: Kolekcjonowanie sztuki w Polsce jest coraz mniej elitarne, gdyż próg wejścia jest dość przyzwoity.
Można rozpocząć od kupowania prac mało znanych jeszcze Artystów, mieszcząc się w tysiącu złotych,
lub podobne kwoty zainwestować w grafiki uznanych twórców, jak chociażby niskonakładowe inkografie
Rafała Olbińskiego.
Oczywiście im cena wyższa, tym statystycznie chętnych powinno być mniej, lecz tu obserwuję zjawisko,
że na polskim rynku wciąż brakuje dobrych obrazów. Gdy kiedyś na zlecenie kolekcjonera rozpocząłem
poszukiwania dostępnych prac Zdzisława Beksińskiego, po wykonaniu kliku telefonów do właścicieli
takowych obrazów… tylko przybyło mi kolejnych chętnych. 🙂 Słyszałem: ”Panie Pawle, sprzedać to
raczej nie, ale gdyby szukając coś Pan znalazł, to proszę o przesłanie oferty.”
Tak więc elity poszukują dobrych obrazów i wcale nie jest ich – tych elit – mało.
3. W 2020 roku dużo emocji wywołała informacja, że jedna z liczących się w Polsce firm nabyła
„Ikarię” Igora Mitoraja i postawiła ją na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie.
Gigantyczna rzeźba wchodzi w skład kolekcji firmowej jednego z banków, ale podziwiać ją może
każdy. Jaki stosunek do tego typu inicjatyw mają Panowie?
R.O.: Fantastycznie, oczywiście, że tak.
Wielkie korporacje są mecenasami sztuki, wielkie Banki też mają swoje kolekcje, które wystawiają w
swoich siedzibach. Zależy to też oczywiście od polityki Państwa. Na przykład Niemcy mają wpisane w
prawie, że każda duża inwestycja architektoniczna musi w swoim budżecie zawierać 2% wydatków
właśnie na sztukę. Dlatego mamy tam tyle fajnej sztuki. W Polsce Państwo nie inwestuje w sztukę.
P.K.: To oczywiście świetna inicjatywa i przykład dobrze przemyślanego wizerunku firmy. Przy takich
rzeźbach turyści robią sobie chętnie zdjęcia, często po raz pierwszy obcując z tak pokaźnymi obiektami
dobrej sztuki. Może to być impulsem do powstawiania prawdziwych pasji i budowania zainteresowania
światem sztuki w ogóle. Niestety, szczególnie w mniejszych miastach wciąż sztuki w przestrzeni
publicznej jest za mało.
4. Jak Panowie myślą, jakimi potrzebami kierują się osoby nabywające dziś dzieła sztuki w
Polsce?
R.O.: Wierzmy statystykom – na pewno większy procent liczy na to, że kiedyś im się to zwróci, że to jest
dobra inwestycja. Inwestycja o tyle dodatkowo fajna, że kupujący te pieniądze widzą na ścianie, a nie
tylko na rachunku bankowym na monitorze. Jest to zdrowe, gdyż wydaje mi się, że nawet obcowanie ze
sztuką kupioną jako inwestycja zaczyna cię zmieniać. Najpierw kupujesz dzieło jako inwestycję, potem
zaczynasz to lubić, podoba Ci się. Za jakiś czas nawet nie zauważysz jak wejdziesz na wyższy poziom
cywilizacyjny kupując sztukę z czystej już pasji.
P.K.: Sztuka zaspokaja za jednym razem wiele ludzkich ważnych potrzeb chociażby:
kreatywności, poczucia sprawczości i wpływu na swoje życie, Spontaniczności (często przy zakupie sam
tego doświadczałem i zawsze powtarzam, że Sztukę kupuję się emocjami). … Stymulacji intelektualnej,
inspiracji, piękna i harmonii… i na końcu, gdy uda się zakupić świetny obraz, zaspokoją się potrzebę
świętowania zaspokojonych potrzeb .Tak to sam widzę i często słyszę przy kontaktach z wieloma
kolekcjonerami. Inwestowanie w sztukę nawet gdy na początku jest „techniczne”, szybko wciąga, a z
pierwotnie kupionymi dla zarobku obrazami wcale rozstać się nie jest tak łatwo. Jakoś magicznie dzieło
sztuki splata się z naszymi emocjami i mentalnie sprzedać je jest bardzo trudno. Zdarzało mi się tego
doświadczyć.
5. Jakich prac poszukują najczęściej kolekcjonerzy dzieł Rafała Olbińskiego?
R.O.: Zakładam, że ważnym kluczem jest pryzmat inwestycyjny, ale też sporo osób kupuje, bo to co
robię to dość przyjazna sztuka. Sztuka, która gdy tworzę (także dla siebie samego) jest moim sposobem
na odreagowanie, na brzydotę świata, na agresję, na chamstwo, na prymityw. To co robię jest moim
lekarstwem, antidotum na codzienne życie. Przypuszczam więc, że to lekarstwo jest dość uniwersalne.
Ludzie patrząc na moje obrazy uprzyjemniają sobie życie. Działa to, co zawsze powtarzam i co wpisuje
się w zdanie Dostojewskiego: „Piękno zbawi świat”. Uważam, że każdy z nas ma potrzebę piękna nie
takiego agresywnego, narzucającego, ale takiego, które nas uspokaja i czyni nasze życie bardziej
harmonijnym, zbalansowanym. To, co robę, wierzę, że wpisuje się właśnie w taką sztukę przyjazną.
P.K.: Największym zainteresowaniem cieszę się prace w których Rafał porusza tematy damsko-męskie i
związaną z tym inne widzenie świata. Pomimo tej odrębności płci, jednocześnie widać ogromne dążenie
do bycia całością, poszukiwania wspólnych cech i trudności z tym związanych. To świat pełen metafor,
surrealistycznych hiperboli, czasem nostalgii, niezrozumienia, daremnych wysiłków (szczególnie tej
męskiej części opowieści). To chyba obrazy, które najbardziej poruszają odbiorców, z którymi
kolekcjonerzy najmocniej się utożsamiają i znajdują najwięcej elementów im bliskich, znanych z życia w
związkach.
6. Kolekcjonerstwo i wiedza z zakresu rynku sztuki to wciąż trudne tematy, które przerażają wiele
osób. Na domiar złego państwo polskie nie wspiera mocno kultury. Co powinni zrobić rządzący,
by to zmienić i ułatwić dostęp od dobrej sztuki?
R.O.: W tej karykaturze demokracji jaką mamy, gdzie zabiega się przede wszystkim o głosy wyborców,
których to najwięcej jest wśród emerytów, chłopo-robotników, a nawet patologii, niestety zabiega się o
głosy elity których jest mało i jest to nieopłacalne.
Państwo cyniczne nie ma więc żadnego interesu by promować kulturę. W polskiej polityce brak wizji jak
będzie Polska wyglądała za 20-30 lat. To jest przerażające. Populizm jednak na tym właśnie polega.
Tu bardziej więc liczę więc na prywatne inwestycje niż na pomoc państwa. Wielkość kraju liczy się nie
wielkością jego mieszkańców, ale ich poziomem rozwoju.
P.K.: Sztuka świetnie rozwija kreatywność i jest czymś co wymyka się nauce. Dobrze by nasze Państwo
już na poziomie szkoły podstawowej wspierało te bezapelacyjne walory rozwoju osobistego wśród dzieci.
Wycieczki do muzeów nie wystarczą. Postawił bym na większą wolność w ławkach i ekspresję twórcza
na poziomie każdego z przedmiotów w szkole (nawet matematyki). Albert Einstein powiedział, że
wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, a Pablo Picasso dodał: ”Cztery lata zajęła mi nauka malowania
jak Rafael, ale całe życie uczę się malować jak dziecko”.
Stawiałbym więc na wsparcie dzieci.
7. Czy mają Panowie jakieś obrazy, których nigdy nie zamierzają sprzedać?
R.O.: Z założenia nie mam, ale dałem w prezencie obrazy córce, synowi i byłej żonie, które mam na
przechowaniu, więc z założenia nie mogę ich sprzedać. Nie mam takich przywiązań jak inni artyści, gdyż
wyrosłem z ilustracji komercyjnej. Dla mnie punktem końcowym dzieła był zawsze wydruk w magazynie,
kampanii reklamowej, na plakacie czy na okładce książki.
Ten oryginał nie był nigdy aż tak ważny dla mnie. Obraz, który tworzyłem, zależało mi by był
zapamiętywany jako symbol, a nie jako coś fizycznego, czego można dotknąć palcem.
P.K.: Tak, to na pewno Prace Rafała Olbińskiego. Bardzo lubię „Nokturn na skrzypce” i obraz, za który
Rafał zdobył nagrodę na dziewiątym międzynarodowym konkursie na najlepszy plakat roku 1994: „Say
No To Drugs Before It’s Too Late.”
Obraz ten przedstawia umierającego gołębia w kształcie obejmujących go, jakby modlących się, dłoni.
Zgłoszony przez Urban Art International, przy współudziale UNESCO i American Institute of Graphic
Artists, plakat „Say No to Drugs” zdobył także prestiżową nagrodę Prix Savignac, przyznawaną
plakatom, które najlepiej prezentują „zwięzłe przesłanie, uderzające widza pięknem i oszczędnością
obrazu”. Od niego zresztą zaczęła się w pewien sposób moja przygoda z osobistym kolekcjonowaniem
sztuki.
8. Czy gdyby istniała pigułka gwarantująca nieśmiertelność przyjęli by ją panowie?
R.O.: Nie przypuszczam. To, że jesteśmy śmiertelni, dopinguje mnie, żeby czas wykorzystać jak
najbardziej twórczo – jak tylko mogę. To jest tak jak z adrenaliną, gdy jest deadline.
P.K.: Raczej nie, choć gdyby taka powstała to można by przyjąć, że Matka Natura jakoś na to przyzwoliła – jednak głębiej czułbym że to bardzo wbrew naturze. Gdy jednak pomyślę jak wyrafinowana kolekcję
piękna mógłbym stworzyć … cóż może nieśmiertelność mogła by być intrygująca.
Wywiad przeprowadziła Małgorzata Giermaz
Tu można znaleźć obrazy Rafała Olbińskiego