Kocha różne rodzaje sztuki. Kiedy nie maluje, tworzy podcasty, pisze i rysuje. Nie istnieją dla niego granice, o czym wielokrotnie przekonywał swoich fanów. Jego prace budzą sprzeczne uczucia od zachwytu do oburzenia. Nic dziwnego. Mówią o pożądaniu, egzaltacji, degustacji. Niemal każde dzieło artysta tworzy w charakterystycznym „brudnym stylu”.
David Choe urodził się 21 kwietnia 1976 roku w Los Angeles. Częściej niż w luksusowych dzielnicach miasta można spotkać w Koreatown. Choe, syn koreańskich imigrantów, którzy przyjechali do Stanów w poszukiwaniu lepszego świata, czuje się tam doskonale. Może robić co chce. Najczęściej wykonuje kolorowe, przykuwające uwagę graffiti. Tak spędza większość wolnego czasu. Pytany kim zamierza zostać w przyszłości, wzrusza ramionami.
Przez kilka miesięcy uczęszcza do prestiżowej California College of the Arts, jednak nauka szybko mu się nudzi. Nie cierpi ograniczeń, te stawiają nauczyciele. Każą tworzyć w jednym konkretnym stylu. Choe tego nie chce.
W 1996 roku samodzielnie wydaje powieść graficzną „Slow Jams”, jednak książka nie spotyka się z zainteresowaniem. W wielu wywiadach David podkreśla, że rozdał egzemplarze za darmo. Uczy się na błędach. Trzy lata później, w 1999 roku, gdy w jednym z konkursów zdobywa nagrodę i wartości 5000 dolarów, postanawia ponownie zmierzyć się ze „Slow Jams”. Okładka inspirowana „Moulin Rouge” Toulouse – Lautreca budzi trafne skojarzenia z surrealizmem. Napis i kolorowe, nierealistyczne kolory przywodzą na myśl prowokujące prace Ernsta, Dalego, Bretona i Chagalla.
W ten sposób Choe zyskuje sławę. Uwielbia skandale, chwytliwe prowokacje. Tylko w 2003 roku spędza kilka miesięcy w więzieniu, rzekomo po kłótni z policjantem. Gwałt jest w Japonii surowo karany, jednak Choe nic sobie z tego nie robi. Później, w jednym z podcastów, poinformuje, że wymyślił całą historię. Wiele osób wygląda na zniesmaczonych. Choe nie przestaje prowokować.
Doskonale wie, że tylko w ten sposób może zaintrygować miliony wielbicieli sztuki współczesnej. Jeden z nich, Sean Parker, przedsiębiorca internetowy, prosi go o namalowanie murali o tematyce seksualnej we wnętrzu pierwszej siedziby Facebooka. Choe, który publicznie krytykuje społecznościowy portal, nazywa go „śmiesznym i bezsensownym”, nie czeka na dalsze zaproszenia. Skwapliwie zabiera się do pracy. Efekt przyćmiewa wszystko.
Zdjęcia pracy o nasyconych i żywych kolorach obiegają świat. Tak o istnieniu Davida Choe dowiadują się muzealnicy. Muzeum Sztuki w Santa Rosa proponuje młodemu malarzowi samodzielną wystawę. David się zgadza. W końcu nie od dziś wiadomo, że udział w wernisażach nobilituje. Potem są kolejne ekspozycje, m.in. w Londynie. Udział w wernisażach ośmiela Choe, teraz zbierającego zamówienia od Heidi Fleiss. „Madame Hollywood”, jedna z najsłynniejszych na świecie prostytutek, jest wniebowzięta, gdy ogląda dzieło Davida.
W 2007 roku Choe ponownie pojawia się w Dolnie Krzemowej. Zamiast zapłaty woli akcje firmy. W ten sposób zarabia przeszło 200 milionów dolarów! Gdyby nie sprzedaż udziałów, jego majątek byłby dziś wart aż 1.3 miliarda dolarów.
Choe marzy o filmie autobiograficznym, a gdy rok później nadarza się okazja współpracy z Harrym Kimem, szybko pisze scenariusz. Tak powstają „Brudne ręce: sztuka i zbrodnie Davida Choe”. Z Kimem wiąże się na dłużej. Obaj chcą spróbować sił w telewizji. Tak rodzi się projekt „Kciuki w górę”. Tysiące widzów śledzi podróże Kima i Choe. Po Los Angeles, Alasce, Pekinie i Shenzhen, mekce hazardu w Macau. Powstają trzy hitowe sezony, ostatni emitowany w Internecie.
Udział w reality show to nie jedyna rzecz jaka zajmuje Davida. Czytelnicy „Hustlera”, „Giant Robot”, „Ray Guna” i „Vice” są zaskoczeni, gdy widzą ilustracje i czytają jego teksty. W wolnym czasie artysta sięga po pędzle i maluje. Tworzy akwarele, wystawia je w Museo Universario del Chopo w Mexico City. Na ulicach Los Angeles Choe słyszy wiele pochlebnych komentarzy.
W 2017 roku wykonuje kolejny autobiograficzny cykl surrealistycznych obrazów. Wielki come back Choe po udanej terapii i leczeniu, skutkuje pracami o traumach, autorefleksji i nadziei na wyzdrowienie. Jest zniesmaczony i wściekły, nie chce by ludzie o nim zapomnieli. Dlatego, gdy nadarza się okazja, postanawia znowu zaszokować świat.
Bowery Mural dla wielu artystów jest obrazoburczy. Przedstawia, podobnie jak inne prace Choe, napaść na tle seksualnym. Swoon, autor ulicznych graffiti, przekonuje, by Choe przestał tworzyć murale. Podobnego zdania jest Jasmine Washi, współorganizatorka akcji.
Mówi: „Naszym celem jest wywołanie powszechnego odrzucenia ciągłej normalizacji kultury gwałtu poprzez uwidocznienie tego tematu”. Mural spotyka się z tak dużym niezadowoleniem społecznym, że szybko zostaje zniszczony. W mieście panuje panika. Choe wydaje krótkie i lakoniczne oświadczenie, w którym przeprasza za mural i oryginalne, często budzące sprzeciw podcasty. Robi to bez większego przekonania, bo wie, że jego sztuka ma tyluż zwolenników co przeciwników. Skupia się na tych pierwszych.
David Choe, choć dla wielu pozostaje artystą pełnym sprzeczności, ma wiele twarzy. Malarz figuratywny, współczesny surrealista, stał się jednym z najbogatszych wciąż żyjących twórców. Skandalistą nie wyobrażającym sobie życia bez sztuki. Zwłaszcza sztuki współczesnej.