Urodził się w Częstochowie w 1979r. Życiową pasją artysty jest malarstwo, któremu poświęcił całe swoje życie i wykształcenie, kładąc szczególny nacisk na doskonalenie techniki malarskiej jak i warsztatu, by w bardziej wyrafinowany sposób poruszać się w nadrealnym świecie – głównym obszarze jego zainteresowań. Po ukończeniu szkoły podstawowej artysta doskonale wiedział, jaką drogą pójść, czego zwieńczeniem po 5 latach jest dyplom ukończenia Liceum Plastycznego im. Jacka Malczewskiego w Częstochowie. Zarówno podczas nauki w Liceum jak i później na Akademii Jana Długosza rozwija swoje umiejętności i kunszt malarski, jednocześnie odbywając praktykę u jednego z najwybitniejszych polskich artystów surrealistycznych Tomasza Sętowskiego w Muzeum Wyobraźni w Częstochowie. Artysta obserwuje otaczający go świat i dzięki swoim umiejętnościom malarskim odzwierciedla jego odbicie na płótnie. Nie zawsze obrazy te są w pełni zrozumiałe i czytelne, lecz zawsze zawierają charakterystyczne przesłanie artysty. Zabiera on nas do swojego własnego świata wypełnionego symboliką jego odczuć. Artysta mieszka i pracuje w Częstochowie.
Agnieszka Chwiałkowska:
Najpierw postanowił Pan pójść do Liceum Plastycznego, później na studia artystyczne. Jak zrodziła się chęć zostania malarzem?
Dariusz Ślusarski:
Wydaje mi się, że malowanie było w moim życiu naturalne. Tylko w tej dziedzinie potrafiłem się odnaleźć – żadna inna wykonywana przeze mnie praca czy hobby nie dawała mi tyle satysfakcji i samorealizacji. Malarstwo jest jedną z tych rzeczy z której nigdy nie byłbym w stanie zrezygnować – jest ono wpisane w moje życie. Dość wcześnie zdałem sobie
sprawę, że malarstwo jest aż tak mi bliskie i już na ławach Liceum Plastycznego realizowałem swoje pierwsze wystawy
zarówno zbiorowe jak i indywidualne. W kolejnych etapach mojego życia było to bardziej świadome.
A. Ch.:
Jakim nauczycielem był Tomasz Sętowski? Czy wpłynął na wybór stylu, którym dziś się Pan posługuje?
D.Ś.:
Tomek ukształtował mnie jako artystę. Kiedy się poznaliśmy byłem nastolatkiem z masą pomysłów
i nieposkładanych myśli. Warsztaty u niego przerodziły się w przyjaźń, a ta stworzyła moje „ja” jako artysty. Zrozumiałem też jaką drogą chcę kroczyć. Wreszcie moje artystyczne „ja” poskładało się w jedna całość. Jeżeli chodzi o styl w jakim tworzę, to trudno mi go wyrazić – ponieważ wciąż ewoluuję,dziś maluję zupełnie inaczej niż rok, dwa temu. Poruszam się w realizmie magicznym, lecz z biegiem czasu zmienia się jego styl tak jak zmieniam się ja – moje życie i otaczający mnie świat.
A.Ch.:
D.Ś.:
Jak wcześniej wspomniałem ten styl ewoluuje we mnie z biegiem lat. Czy byłem mu wierny? Jako artysta imałem się
wielu projektów, często nowatorskich jak murale, które można obejrzeć na mojej stronie. W trudnych czasach trzeba
żyć z tego co podaje nam los :-). Jednak realizm magiczny jest moją prywatną bajką, w której jestem swoim własnym
bohaterem. Jak mawia moja żona: nigdy nie wyrosłem z ram Piotrusia Pana.
A.Ch.:
Fotografia czy malarstwo? Co jest bliższe pańskiemu sercu?
D.Ś.:
Fotografia to moje hobby, na które w dawnych czasach zawsze brakowało mi możliwości finansowych. Teraz mogę się
rozwijać również w tej dziedzinie, ale kamera obiektywu nigdy nie odda majstersztyku naszej wyobraźni. To zaś zapewnia mi bliskość płótna i możliwości techniczne dzięki temu jestem w stanie stworzyć coś indywidualnego. Plusem fotografii jest to, że daje ona bardziej spontaniczne działanie i możliwość uzyskania szybkiego efektu finalnego.
A.Ch.:
Jako artystę najbardziej ukształtowało mnie…?
D.Ś.:
Życie wciąż mnie kształtuje, każdy dzień daje mi nowe spojrzenie, nowe nadzieje i nowe rozczarowania.
A.Ch.:
Wiele tytułów pańskich obrazów odwołuje się do marzeń. Jakie jedno z największych marzeń udało się Panu już zrealizować?
D.Ś.:
Po latach odnalazłem spokój i radość w stworzonej przeze mnie rodzinie, to najważniejsza wartość jaką każdy człowiek
może w życiu realizować. Dzięki żonie i mojemu synowi mogę w spokoju tworzyć i realizować zarówno swoje jak i ich marzenia. Harmonia jaką odnalazłem w rodzinie pozwoliła mi rozwinąć skrzydła jako artyście. Tylko człowiek spokojny wewnętrznie, mający ciepły dom do którego może wracać potrafi odnaleźć właściwą drogę i kroczyć właściwym torem. Moje wcześniejsze, delikatnie mówiąc hulaszcze życie było bardzo kreatywne, ale nie potrafiłem godzić tych wielu aspektów z pracą, a tym jest także dla mnie malarstwo. Powtarzający się w obrazach motyw marzeń to cały ja – wieczny marzyciel, który zawsze pragnie czegoś nowego, goni za przysłowiowym króliczkiem. Każdy z nas marzy… a ja marzę w pracy 🙂 . Pewnie nie każdy może na to sobie pozwolić.
A.Ch.:
Dzięki bogato ilustrowanej stronie internetowej można odnaleźć różne oblicza Dariusza Ślusarskiego.
Niektóre z nich są opowieścią powstałą dzięki zleceniodawcom. Jakie było najbardziej zaskakujące zamówienie, które Pan otrzymał?
D.Ś.:
Moja praca jest dość specyficzna a odbiorca indywidualny. Choć teraz mam dość wymagającego klienta z którym współpracuje od kliku miesięcy, szczerze mówiąc przez całe swoje życie nie miałem nikogo kto tak mocno utożsamia się
z zamawianymi pracami, czasem mam wrażenie, że ten człowiek jest bardziej surowy w ocenie moich prac niż ja sam.
A.Ch.:
Pańskie malarstwo pozwala znów powrócić do świata dzieciństwa. Czy są jakieś zapachy, smaki, które Panu szczególnie o nim przypominają?
D.Ś.:
Zapach kwitnącego fiordu w łagodnym wietrze i zapach duszonego na maśle szpinaku przyrządzanego przez moja mamę.
A.Ch.:
Najbardziej cenię…?
D.Ś.:
Niezależność to w moim życiu jest najcenniejsze. Walczyłem o to przez lata i nawet kiedy uciekałem z liceum na
wagary to nie po to by pić piwo z kumplami, a po to by malować – wracałem do domu siadałem przy sztaludze i szukałem
własnej drogi w pasji która towarzyszy mi od zawsze. Często w życiu traciłem tę drogę i zagubiony zanikałem w nicości by
znów stanąć przed lustrem i w jego zwierciadle widzieć swoje prawdziwe oblicze. Niezależność jest dla mnie możliwością
samorealizacji, decydowaniu o tym co chcę malować i kiedy. Wreszcie po wielu latach mogę decydować jaki przekaz oddaje potencjalnym odbiorcom, jakie wyobrażenie kreuje w moich pracach. Niezależność to najcenniejsze osiągnięcie jakie udało mi się w życiu zrealizować.
A.Ch.:
Kiedy patrzę na pańskie fotografie, bardzo nurtuje mnie jedno pytanie – czy w celu „ulepszenia” ich zdarza się Panu korzystać z Photoshopa?
D.Ś.:
Nie używam – zainstalowałem ten program wiele lat temu, ale szczerze nigdy się w to nie wdrażałem. To trochę
martwa forma sztuki, zdarza mi się czasem wykadrować zdjęcie by podkreślić interesujący mnie fragment, ale na tym kończę zabawę. Naciąganie zdjęć, bo tak bym to ujął, nie sprawia już takiej samej frajdy jak zrobienie tego jednego właściwego ujęcia. Dobra fotografia ma duszę. Kocham stare aparaty jak Zenit, kiedy robienie zdjęcia było sztuką i frajdą,
a nie wybieraniem jednego dobrego ujęcia z 200 klatek i podciąganiem go do maksimum możliwości.
A.Ch.:
Wydaje się Pan być człowiekiem spełnionym. Czy jest coś co może Pan uznać za swoją największą porażkę?
D.Ś.:
Słabości, które czasem podcinają mi skrzydła. Kiedy się zatracam niszczę wszystko co jest wokół, wszystko czym żyje
i żyłem. Czasem myślę, że to kim jestem jest ceną tego jak żyję, a innym razem obarczam o to własne słabości. Nie nazwałbym tego porażką, ale jest to ten jeden element mojego „ja” który utrudnia mi funkcjonowanie w normalnym otaczającym mnie świecie.
A.Ch.:
Tematyka pańskich fotografii jest bardzo zróżnicowana. Czy jest coś co szczególnie lubi Pan uwieczniać za pomocą kadru?
D.Ś.:
Otaczającą mnie przyrodę – to zazwyczaj było obiektem mojej fotografii. Niestałość w wykonywaniu zdjęć to jedna
z tych rzeczy wartych utrwalenia w klatce aparatu. Od 2 lat moim głównym obiektem fotograficznym jest mój syn.
A.Ch.:
Co lepiej się sprzedaje – pańskie obrazy czy fotografie? Wolałby Pan, by uważano go za fotografa czy jednak malarza?
D.Ś.:
Obrazy zdecydowanie :-). Nigdy w życiu nie sprzedawałem fotografii – to zawsze było moje hobby. Udział w konkursach
fotograficzny traktowałem zawsze jako przygodę. Wyróżnienia w tej dziedzinie są dla mnie niesamowita niespodzianką
i sprawiają, że zdjęcia ożywają w moim obiektywie.
A.Ch.:
Gdzie Dariusz Ślusarski widzi siebie za kilka lat?
D.Ś.:
To strasznie trudne pytanie. Czasami ciężko mi ogarnąć dzień kolejny… Miło byłoby widzieć siebie za kilka lat, w domu który sam wybudowałem, siedzącego na hamaku i w cudownym nic nie robieniu przyglądając się jak dorasta mój syn.
Rozmawiała: Agnieszka Chwiałkowska | TouchofArt.eu