O jego płótnach krytycy mówią czasem, że skrywają niejedną tajemnicę. Surrealistyczne, pełne symboli i inspirowane antykiem. Takie jest właśnie malarstwo Daniela Pawłowskiego, artysty urodzonego w 1989 roku we Włocławku, który zbliżył malarstwo do rzeźby. „Tworzę i maluję odkąd sięgam pamięcią. Rodzice bardzo wcześnie dostrzegli rodzącą się pasję i zabrali mnie do jednego z miejscowych nauczycieli plastyki aby wydał swoją opinię. Dostrzegł talent, który jak określił musi być szlifowany czy to pod jego czy innym okiem (…)” – wyjawia.
Już wtedy malarstwo staje się dla niego największą pasją, sposobem na życie. „(…) I tak Pracownia Plastyczna Waldemara Bilińskiego stała się miejscem pracy, zabawy, ale przede wszystkim poznawania nowych dziedzin i technik sztuki. Od rzeźby drewnianej, glinianej, ceramiki, przez wszelkiego rodzaju kolaże, po rysunek, pastele, akwarele aż do umiłowanego oleju na płótnie. Jako dziecko byłem już zaznajomiony z całym procesem tworzenia dzieła malarskiego, począwszy od naciągania płótna, po gruntowanie i nakładanie farb. (…) Mimo młodego wieku spędziłem przed płótnem tysiące godzin szlifując warsztat wszelkiego rodzaju portretami i reprodukcjami, w między czasie próbując odnaleźć siebie.”
Próbuje naśladować – co wkrótce stanie się jednym z jego znaków rozpoznawczych – techniki dawnych mistrzów. Pawłowski w jednym z wywiadów: „ Od kiedy pamiętam, stawiałem sobie poprzeczkę wysoko i detal to coś co kochałem w malarstwie. Już pierwsze obrazy potrafiłem dłubać miesiącami, kiedy inni kończyli je w ciągu kilku godzin. W twej kwestii nie uznawałem i nie uznaję kompromisów”.
Ma 10 lat gdy wykonuje pierwszy olej, pięć lat później sprzedaje go. To pierwszy, choć nie jedyny tak ważny sukces w twórczości Pawłowskiego. Bierze udział w licznych plenerach malarskich, a kiedy musi podjąć decyzję dotyczącą studiów, wybór malarza pada na Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dlaczego rezygnuje z malarstwa? „Na tym etapie życia próbowałem myśleć praktycznie i posiąść jakiś konkretniejszy zawód” – tłumaczy cierpliwie.
Poza nauką rysunku, technik malarskich i rzeźby uczy się konserwować dzieła sztuki. Wtedy też zakochuje się w antyku. Jak wspomina: „Inspiruje mnie rzeźba i architektura klasyczna, do której pasja zrodziła się na studiach. We współczesnym pędzącym przed siebie, nierzadko na oślep świecie, mało kto ma czas by przystanąć i obejrzeć się wstecz. (…) Dawne rzeźby i budynki, pieczołowicie projektowane, wykonywane z dbałością o najmniejsze szczegóły i detale, nie odnajdują już takiego zrozumienia i admiracji na jakie zasługują. Staram się tchnąć w nie nowe życie, wykreować dla nich własny indywidualny świat, stworzyć scenę z której jakby wyrwane utknęły w naszej rzeczywistości”.
Dodaje: „ Już od najmłodszych lat, antyk był moim ulubionym tematem na historii, a sięgając po gry komputerowe czy filmy, nie potrafiłem oprzeć się tym z mitologią antyczną w tle”.
Zapytany o ulubionych malarzy, Pawłowski wymienia jednym tchem: „Serce oddałem dawno temu jednemu – Rembrandtowi. Z polskich artystów już od dziecka odczuwałem więź z Malczewskim. W miarę dojrzewania pojawiła się fascynacja Beksińskim. Jednak największy wpływ na obecny kształt mojej twórczości wywarł austriacki artysta czeskiego pochodzenia, Peter Gric. Mimo, iż nasze prace można nijako ze sobą porównywać, to otworzył mi on oczy na potęgę wykorzystania tekstury w procesie tworzenia obrazu”. Pawłowski uwielbia też twórczość renesansowych artystów, zwłaszcza Leonarda i Michała Anioła.
Jest perfekcjonistą, o czym najlepiej świadczą kunsztowne, przypominające antyczne rzeźby detale. Ludzkie ciało umieszcza w gotyckich katedrach lub bliżej niezidentyfikowanej przestrzeni. Nic dziwnego, że szybko zostaje okrzyknięty jednym z najciekawszych współczesnych malarzy. Zdobywa uznanie na świecie, jego dzieła stają się łakomymi kąskami wśród kolekcjonerów. „Czekanie me, to Ty” pojawia się w Sopockim Domu Aukcyjnym w 2017 roku, wkrótce potem odbywają się kolejne licytacje.
Prace Pawłowskiego świecą też triumfy na międzynarodowych wystawach, m.in. na międzynarodowych targach sztuki „Carrousel du Louvre 2019” i polskich ekspozycjach. Tylko w 2019 roku malarz prezentuje we wrocławskim Muzeum Architektury „Statek Robinsona”. Obok niego swoje dzieła prezentują tez uznani polscy, słowaccy i węgierscy artyści, np. Artur Przebindowski, Marcin Kołpanowicz, Silvia Krivosikova, Rastislav Podoba, Veronika Šramatyová czy Imre Bukta.
Mimo coraz większej popularności Pawłowski uważa, że najważniejsze są dla niego emocje, które w widzach wzbudzają jego obrazy „Uważam, że ogromnym błędem jest wychodzenie z założenia «co autor miał na myśli…». Dzieło staje się dziełem sztuki kiedy jako takowe zaistnieje w umyśle odbiorcy. Kiedy narodzi się na nowo w jego wnętrzu. stworzy się zupełnie indywidualna więź między dziełem a odbiorcą. Obraz nie musi być tym samym dla autora czym stanie się dla obserwatora. To właśnie od Was zależy czym dane dzieło będzie, jaką opowie historię i gdzie Was przeniesie. Autor jest tutaj jedynie tym który uchyla drzwi, bądź przekręca zamek. Swoistym klucznikiem, strzegącym światów i historii których sam mógł nie widzieć (…)”. Dodaje: „Dzieło staje się dziełem sztuki kiedy jako takowe zaistnieje w umyśle odbiorcy, kiedy narodzi się w jego wnętrzu”.
Daniel Pawłowski to bez wątpienia jeden z najwspanialszych współczesnych malarzy. Jego realistyczno – magiczne dzieła przyciągają uwagę miłośników niespotykanych dotąd kompozycji. On sam dodaje skromnie, że znajduje się dopiero na początku drogi. I właśnie za tę skromność Pawłowskiego pokochali na całym świecie kolekcjonerzy. Drugi Hans Memling? Być może, ale Daniel Pawłowski już dawno stał się artystą, który tworzy własne nieprzeciętne dzieła sztuki, a prace innych stanowią dla niego wyłącznie inspiracje.