Franciszek Starowieyski urodził się 8 lipca 1930 roku w niewielkiej miejscowości Bratkówka blisko Krosna. Długo zastanawia się nad wyborem studiów. Marzy by zostać konstruktorem, jednak wydarzenie z dzieciństwa, w którym używa brzydkiego słowa i dotkliwa kara od ojca, zmieniają te zapatrywania.
Już nie ma odwrotu. Tym bardziej gdy w wieku ośmiu lat zaczyna tworzyć samodzielne kompozycje. Wtedy też wymyśla pierwszy plakat – „Zając w pogoni za Volkswagenem”. Później stworzy ponad 300 takich dzieł i zyska miano jednego z twórców polskiej szkoły plakatu.
II wojna światowa. Starowieyjski wyjeżdża z rodziną do Łaszczowa, gdzie mieszka jego stryj Stanisław. Franciszek spędza z dala od wojennej zawieruchy „umiarkowanie sielski” czas, jednak gdy nadarza się okazja wyjeżdża do Krakowa. Ma cel – dostać się do Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych.
Aby rozpocząć naukę, Starowieyjski musi namalować dzieło, najlepiej socrealistyczne. „Robotnik przechodzi w strefę szczęścia” spotyka się dobrym przyjęciem, a sam Starowieyski, tworzący pod pseudonim Jan Byk dostaje się do upragnionej szkoły.
Wreszcie po skończonym liceum trafia w szeregi ASP. Naukę w klasie rysunku Franciszek odbywa najpierw u Wojciecha Weissa, potem Adama Marczyńskiego. W Krakowie poznaje także Tadeusza Kantora, z którym spędza wolny czas. W trakcie jednej z imprez Starowieyski ma powiedzieć, że „był sztuką, a sztuka była w nim”.
W końcu przenosi się do Warszawy. Z krakowskimi profesorami nie może się dogadać; twierdzą, że tworzy zbyt wiele kobiecych aktów i erotyków. Jego nauczycielem jest m.in. Michał Bylina, ale Starowieyskiego pochłania nie tylko nauka. Angażuje się politycznie, dostaje legitymację ZMP – u, ale już na początku lat 50. odchodzi z partii.
W 1956 roku w geście solidarności z Węgrami tworzy jeden z pierwszych plakatów – „Płaczący gołąbek pokoju”. Zostaje w Warszawie, gdzie ma mieszkanie. To wtedy poznaje także scenografkę Ewę Stanny. To intensywny czas w życiu obojga. Projektuje plakaty filmowe, przypominające wyglądem drzeworyty.
„Czterdziesty pierwszy”, „Matka”, „Poemat pedagogiczny” to tylko niektóre prace Franciszka Starowieyskiego. Rozpoczyna też współpracę z Teatrem Dramatycznym, projektuje dla niego scenografie do kilku spektakli, w tym do „Czerwonej magii”, „Kochanka. Lekkiego bólu” i „Anioła wstępującego do Babilonu”.
Eksperymentuje z formą. Ci, którzy zetknęli się z rysunkami Starowieyskiego, mówią, że jest mistrzem. On sam dodaje skromnie: „Odkąd pamiętam, zawsze moim językiem był rysunek. Najlepiej wyrażał moje myśli”. Prace nasyca humorem, makabrą, groteską, motywem śmierci. Przyznaje, że lubi się bać. Kocha surrealistów, zwłaszcza Salvadora Dalego, fantastykę i kaligrafię. Starowieyski wspaniale łączy ze sobą rubensowskie kształty postaci, wyszukane formy z ich intelektualnym przesłaniem.
Lubi szokować, czego najlepszym dowodem jest datowanie od 1970 roku obrazów trzy wieki wstecz. Znawca XVII – wiecznej sztuki wyjaśnia: „Ja żyję w tamtych czasach, a reszta – to, co później się zdarzyło, aż do pozornego dziś – jest tylko kwestią wyobraźni”.
Rok 1962 przynosi Starowieyskiemu przełom. „Franek V”, płótno ukazujące fasadę XIX – wiecznego banku przechodzącego w czaszkę to już dojrzały styl Starowieyskiego, który będzie rozwijał przez kolejne dekady.
Do ukochanych motywów artysta wraca wielokrotnie, pracując nad „Matką Courage” lub „Końcem Europy”. Obrazy, podobnie jak plakaty wzbudzają skrajne emocje – od zachwytu poprzez niezadowolenie aż do zniesmaczenia. Nie zawsze Starowieyski zgadza się z odbiorem swojej sztuki, twierdzi, że widzowie przypisują jej zbyt wiele okrucieństwa. „Widz oczekuje od twórcy, aby go zgorszył, obraził i zszokował” – tłumaczy później.
Emanuje tajemniczością, w plakatach będących samoistnymi dziełami sztuki, nazywanych przez artystę „Franciszek Starowieyski przedstawia…”, łączy ludzkie ciało z pejzażem. Dopiero w latach 80. artysta przestaje traktować je przedmiotowo, zaczyna używać symboli.
Wtedy też Starowieyski inauguruje działalność Teatru Rysowania. Pomysł na nietypowy plener w Świdwinie rodzi się u Franciszka przypadkowo, a za bezpośrednią inspirację warsztatów artysta uważa „Pracownię malarza” Couberta.
W ramach Teatru Rysowania Starowieyski nie tylko rozpoczyna tworzenie nowych kompozycji od wykreślenia koła bez użycia cyrkla, ale i rozmawia z modelkami, publicznością, co jest w tamtym czasie ewenementem.
Rok później powstaje takich teatrów dwadzieścia osiem. Na trzech gigantycznych płótnach Starowieyski maluje skłębione ludzkie i zwierzęce ciała, surrealistyczne wizje. Maluje obiema rękami, nie zapominając o anatomii modeli. Jednak najważniejsze są dla malarza reakcje publiczności. Mawia: „ (…) Pragnę uzyskać trzeci wymiar przez duchowy nastrój moich obrazów”.
Maluje dużo, choć najchętniej obrazy małoformatowe. Największe płótno Starowieyski tworzy w 1986 roku na Biennale w Wenecji. „Pielgrzymka do świętego półkonia” szokuje nie tylko wymiarami (24×4 metry), ale i tytułem. Czasem na jego płótnach pojawiają się ciągi cyfr, które dla malarza są niczym innym jak kwotą jaką zapłacił za antyki.
Dwanaście lat później Starowieyski staje się autorem kolejnego skandalu. Na zamówienie polskiego przedstawicielstwa rządu w Brukseli, maluje obraz „Divina Polonia rapta per Europa profana”, gdzie centralną postacią jest naga kobieta o rubensowskich kształtach wciągana na byka przez Europę.
W czerwcu 2006 roku w Poznaniu Starowieyski po raz kolejny tworzy kompozycje w ramach założonego przez siebie Teatru Rysowania. Tym razem artysta bierze na warsztat wydarzenia z Poznańskiego Czerwca 1956 roku, a gotowa kompozycja na czele z Nike, oficerami Urzędu Bezpieczeństwa i wielką czerwoną komunistyczną gwiazdą trafia do muzeum Zakładów im. H. Cegielskiego.
W tym samym czasie ma miejsce inne ważne wydarzenie. W wilanowskim Muzeum Plakatu odbywa się premiera „Absolutu Starowieyskiego”. Obok wybranych przez samego malarza 220 prac, Franciszek pokazuje też szkice, rysunki i przedmioty codziennego użytku.
Franciszek Starowieyski, artysta, który wystawiał swoje prace m.in. w warszawskim Arsenale, Kordegardzie, Nowym Jorku i Paryżu, zmarł 23 lutego 2009 roku w Warszawie.
Katarzyna Napiórkowska: „Franciszek Starowieyski powiedział kiedyś, że sztuką są momenty skupienia, reszta to rzemiosło. W moich spotkaniach z obrazami Starowieyskiego zawsze wpadam w osłupienie”.