Według złotej zasady surrealistów, człowieka należy wytrącić z mechanizmu postępowania oraz sztywnego pragmatyzmu – zdradliwej choroby, której nabywamy za życia. Przypadłość ta, niczym dobry przyjaciel, początkowo wprowadza ład i harmonię, tylko po to, by gdy tylko przestaniemy być czujni, skraść nam to, co najcenniejsze – naszą wyobraźnię. Jest tylko jeden sposób aby się przed tym uchronić. Należy oczyścić umysł, zamknąć oczy i zanurzyć się rzeczywistości barw i różnorakich kształtów. Wniknąć w zatrzymaną w przestrzeni historię, gdzie pewne wersy zostały już namalowane…
Czasami jednak przychodzi taki moment, kiedy jest już na to za późno, a jedyne co nam pozostaje to szukać lekarstwa, magicznej tabletki lub pyłu, które tak jak malarstwo Jarosława Jaśnikowskiego, pokona przypadłość współczesności i pozwoli nam znów marzyć.
Artysta, należący do twórców kręgu realizmu magicznego, niczym wykwalifikowany laborant starannie dobiera każdą cząstkę, którą później za dotknięciem pędzla ożywia i konsoliduje w zaskakującą całość. Decydując się na wędrówkę po magicznych, alternatywnych światach Jaśnikowskiego wyruszamy w podróż, z której nie zawsze się wraca, gdyż nie zawsze się tego chce.
Każde tak zwane okno, które pojawia się w twórczości malarza, daje nam wgląd w zupełnie odmienną sferę podświadomości. W jednej odnajdziemy silne oddziaływanie klimatów steampunku, nieodkryte technologie i niezrealizowane wynalazki, które mogą być świadectwem niespełnionych marzeń z dzieciństwa. W innym można zobaczyć obraz nieznanej, globalnej katastrofy czy przestrzeń, gdzie od wieków niepodważalne prawa fizyki i chemii tracą swą siłę i stają się relatywne jak cała rzeczywostość. Z każdym kolejnym krokiem, za każdą kolejną uchyloną okiennicą można odnaleźć coś, co będzie nas drażnić i hipnotyzować. Pragnąc poznać niezliczone obrazowe zagadki usłyszymy tykanie Dalowskich zegarów, dostrzeżemy metafizyczne posągi de Chirico czy multiplikacje Rodinowskiego Myśliciela. Poczujemy zapach porannej rosy oraz rozpływającej się mgły, z której wyłoni się tak bliska Beksińskiemu roślinna, gotycka katedra. Ale nie dajmy się zwieść asocjacjom, aby dostrzec szczególnie w późniejszych wersach opowieści wyjątkowość umysłu – przedstawioną i uporządkowaną w sekwencje – czasu, mroku, podróży czy psychodelii. kiev.natashaescort.com
Niepokój, który pojawia się przy obcowaniu z niemalże każdym dziełem artysty, zostaje uciszony. Czujemy się bezpieczni widząc przedmioty na pozór nam znane – statki, łuki triumfalne czy balony, przestrzeń wydaje się być powszechniejsza, kolor urzeka swą intensywnością. Ale to nic innego jak tylko kolejny zabieg, kolejna cisza przed burzą, w trakcie której w rytm dźwięków symfoniiMozarta pojawią się niestworzone człekokształtne stwory. I chociaż wywołają strach, to oczy będą chciały patrzeć, a nogi pójść dalej. Niezdrowa fascynacja potwierdzi uzależnienie i odradzającą się wolność myśli i wyobraźni. Nie pozostanie nam wówczas nic innego jak jedynie dawkować hipnotyzującą podróż odbywaną w krainie obrazów Jarosława Jaśnikowskiego.
Świetny tekst.
Ciekawe skąd artysta czerpie inspiracje. Rzeczywiście trochę w tym Beksińskiego w wersji LiGHT.
Świetny tekst! Dokładnie oddaje potrzebę ciągłej ucieczki od tego co pewne, ustalone, tradycyjne, sztampowe – czyli bezpieczne. Artyści którzy rozbijają te formy, tworząc własną wyobraźnią, są współczesnymi bohaterami – odważnie patrzą w oczy nieznanemu. A potem my też możemy to obejrzeć na obrazach:) Pozdrawiam