Back to Top
Zapisuje na serwerze...
Edward Siekierzyński – urodziłem się 05 marca (niedziela) 1950 roku o godzinie 12:35, w domu, a rzecz cała działa się w Stargardzie Szczecińskim, Klejnocie Pomorza Zachodniego, położonym nad rzeką Iną. Gdy zacząłem sobie zdawać z tego sprawę, że jestem, poczułem nieodpartą chęć wypowiadania się przez malowanie i rzeźbienie – z początku malowanie po sobie i wszystkim dookoła i powstawały też rzeźby z plasteliny, które miały mało przyjemny smak... Rosłem... Oglądałem wiele albumów o sztuce, ponieważ mama pracowała w bibliotece przez co miałem łatwiejszy dostęp do takich wydawnictw... Zaczęła mnie inspirować sztuka Czarnej Afryki i Aborygenów... Po ukończeniu technikum mechanicznego stałem się specjalistą w dziedzinie: obróbka skrawaniem, jednak postanowiłem zdawać na wyższe uczelnie artystyczne – czyniłem to cztery razy lecz bez powodzenia... A może... właśnie dzięki temu stałem się bardziej oryginalny w swoim własnym kształceniu się w tej materii, co trwa do dziś!?... Od września 1970 roku zacząłem pracować jako konserwator maszyn szwalniczych w Z.P.Dz. „Luxpol” w Stargardzie. W roku 1981 przedstawiłem swoje prace komisji weryfikacyjnej Ministerstwa Kultury i Sztuki i otrzymałem uprawnienia do wykonywania zawodu artysty plastyka. Od 1987 roku zacząłem pracować w pracowni plastycznej w.wym. zakładów, a od 1996 roku, w upadających już zakładach, pracowałem jako hydraulik, w 2001 zwolniono mnie z pracy i przebywam na zasiłku przedemerytalnym, od marca 2010 przechodzę na emeryturę... To tyle prozaicznych danych, które są niezbędne, by zrozumieć podstawę egzystencji twórcy. A co się więc działo w tzw. abstrakcyjnym międzyczasie?... Od 1977 roku zaczynam uczestniczyć w plenerach malarskich w kraju i za granicą. Zaczynam też coraz wyraźniej zajmować się pisaniem poezji i prozy. Moje liryki są przedstawiane na antenie Radia Łódź w nocnej audycji „Akademia życia” prowadzonej przez łódzką aktorkę Kasię Pawlak. W roku 1996 wygrywam konkurs Polskiego Radia Szczecin na „opowiadanie z latarnią morską w tle” i opowiadanie „Światło Nvena” zostaje zrealizowane w formie słuchowiska. Inne utwory były przedstawiane w antologiach poezji: „Poeta pamięta” – Kalisz 1999, „Miłość jak ziarno odwagi” – Książnica Podlaska im. Łukasza Górnickiego – Białystok 2000r. W 2004 roku z pomocą mecenasa sztuki, malarki i wziętej lekarz stomatolog Elżbiety Samselskiej ze Szczecina wydaję dwa tomiki poezji: „Nadrodzaj – opowiastki dla wypoczętych intelektualnie i bogatych...”, oraz „Tło” – zbiór utworów z różnych okresów twórczości ilustrowany fotografiami medali i plakiet wykonanych wg moich modeli w brązie w latach 1981 – 1987. Od 2005 roku kandyduję, a od 2008 roku jestem członkiem Związku Literatów Polskich odział w Szczecinie. Do druku mam przygotowane tomiki: „Słowografie” (poezja inspirowana fotografiami rodzinnymi z początku minionego stulecia), „Panie i Panowie – opowiastki o podłożu...” (proza – felietony z codziennych obserwacji), „Kolejny koniec świata – opowiastki i felietony na poły filozoficzne oraz monodramy dla skupionych i mniej nerwowych ...” (proza). Ważniejsze wystawy: 1987 – wystawa indywidualna medalierstwa i rzeźby kameralnej – Stargardzkie Centrum Kultury. 1990 – wystawa indywidualna – malarstwo na kartonie – Centrum Informacji Kultury Łódź. - udział w wystawie „Fantasy” w USA – Filadelfia, Nowy Jork. 1991 - udział w wystawie „Medalierstwo Polskie Lat Osiemdziesiątych” – Muzeum Sztuki Medalierskiej – Wrocław, oraz 1994 – Udział w wystawie „Medalierski autoportret” Muzeum Historyczne Miasta Krakowa – Krzysztofory.” – Muzeum Sztuki Medalierskiej – Wrocław udział w wystawie „An International Mail Art Show”- USA – Santa Barbara Museum of Art. udział w wystawie plakiet w brązie „Biennale Dantesco” – Rawenna – Włochy 1995 - wystawa indywidualna malarstwa i rysunku – „Galeria –34” – Fundacja Promocji Sztuki Współczesnej im. Księcia Józefa Poniatowskiego Warszawa. 2000 – indywidualna wystawa retrospektywna „Trzydzieści lat twórczości artystycznej” – Stargardzkie Centrum Kultury. 2002 – wystawa indywidualna malarstwa – Klub XIII Muz – Szczecin. 2007 – wystawa indywidualna malarstwa i rzeźby – „Morfy” – Muzeum – Stargard. 2008 - wystawa indywidualna malarstwa i rzeźby – „Terra Incognita – mój teatr przelotny II” Muzeum – Stargard. Jestem laureatem nagród Wojewódzkiego Domu Kultury w Szczecinie za upowszechnianie twórczości miłośników sztuki na Ziemi Stargardzkiej, oraz nagród i wyróżnień Wojewódzkiego Domu Kultury w Rzeszowie na dorocznych przeglądach twórczości instruktorów malarstwa, które miały miejsce w latach 90 – tych. Moje prace poza Polską znajdują się w: Anglii, Białorusi, Francji, Holandii, Izraelu, Niemczech, Rosji, Szwajcarii, Szwecji, Ugandzie, Ukrainie i USA.

Malarstwo jest dla mnie ...

wejściem w odmienne stany świadomości, w światy, gdzie spełnienie jest ciągle za horyzontem dziania się, co budzi nieodpartą ciekawość, jaki będzie obraz, gdy coś mi powie, że już mogę  przestać go malować!?...

Jaki był Twój pierwszy sprzedany obraz?

Mój pierwszy sprzedany obraz... był portretem, choć nie uważam się za portrecistę... wolałbym wykonywać łopatą jakieś prace ziemne niż malować portret, który ma być zaakceptowany przez zleceniodawcę, a zleceniodawca ów, jak dotąd zawsze(!), chce na nim wyglądać ładnie, a pojęcie  ładnie  ma postać subiektywną dla zleceniodawcy,  mnie wymykającą się, bym określił to sobie obiektywnie, co miałoby z kolei stanowić subiektywne ładnie zamawiającego!...

Inspiruje mnie ...

ostatnimi czasy inspiruje mnie sztuka prehistoryczna, sztuka Czarnej Afryki, Aborygenów oraz malowidła z jaskiń: jaskinia La Marche na terenie Lussac-les-Chateaux, jaskinie Altamiry, Lascaux, jaskinia Cueva di El Castillo i inne, może jeszcze nie odkryte?...

Podziel się z nami swoją ulubioną sentencją

mam kilka, ale przedstawiam jedną trochę piętrową, która jest już zapewne znana: Sztuką jest wszystko to, co jest sztuką, a sztuką nie jest to, co sztuką nie jest, czyli – jeżeli sztukę rozumiesz, to znaczy, że ona nią nie jest(!), sztukę trzeba czuć!...

Opowiedz nam kiedy ostatnio zostałeś miłe zaskoczony

ostatnio mile zaskoczony byłem wiadomością od Państwa i chęcią współpracy(!), co przy takim ogromie informacji i konkurencyjności autorów w sieci było dla mnie niejakim zaskoczeniem, choć do końca nie wiem, co było przyczyną zwrócenia na mnie Państwa uwagi?... Może się jeszcze dowiem?...  

Impreza nie jest dobra bez ...

odpowiedniej atmosfery, czegoś do końca nieokreślonego... W dużej mierze ma tu udział genius loci, wynika to też z odpowiedniego potencjału sprzężenia kwantowego, które wymaga odpowiedniego katalizatora plus. Gdy warunki są optymalne, katalizator taki generują umysły uczestników imprezy. Sprzężenie owo objawia się jednaniem sobie siebie nawzajem, a w osobojednostce składającej się na towarzystwo imprezy, (w każdej z osobna i wszystkich naraz), powinno dać się odczuć w klatkach piersiowych  motylkowy trzepot, dreszcze w okolicach pępka i ogólną radość, która przez śmiech masuje przeponą serce, co jak wiemy, zaleca medycyna holistyczna jak i o zabarwieniu kartezjańskim. Ważnym jest wtedy chłonięcie na polu intelektualnym bodźców odbieranych przez wzrok, słuch i węch i archiwizowanie ich w sobie z możliwością swojego wglądu do siebie. Sprzężenia takie, w sensie pozytywnym, zależne są oczywiście też od promieniowania tła morfogenetycznego, które, wg mojego rozeznania, występuje w niektórych miejscach np. w: Krakowie, Toruniu, Wrocławiu, Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, Pradze czeskiej, Dreźnie, w Suzdalu (Rosja) i Atenach w dzielnicy Plaka... może gdzie indziej też, ale jak dotąd nie dane mi było przekonać się o tym...

Chciałbym mieć więcej ...

poczucia, że nie zmarnowałem minionego czasu!...

Lubisz noce?

lubię, szczególnie gwiaździste i te z pełnią Księżyca – tyle się wtedy dzieje na firmamencie (swego czasu – rok 1997 29 III – kometa Hale-Boppa i UFO, a dotychczas –  meteory, satelity, stacja orbitalna alfa itp.!)...    Po takim napatrzeniu się sny są dziwnie wyraźne, jakby działa się rzeczywistość, którą czasem, po części, udaje mi się naszkicować, przenieść na płótno...

Uwielbiam gdy ...

dźwięki, zapachy i obrazy uwodzą moje jestestwo... Jawią się na przykład takie imaginacje: ściana z cegieł klinkierowych starannie fugowanych, w niej okno weneckie z białymi futrynami i lśniącymi szybami, przed nim kwitnący krzew bzu, roztaczający zapach, słychać ćwierkanie wróbli odbijające się kryształowym echem od tej klinkierowej ściany... Doznaję wtedy tajemnicy déjà vue starając się przypomnieć sobie, w jakich okolicznościach ten zestaw obrazu, dźwięku i zapachu zarejestrowały moje zmysły? Jednak spełza to w tym, w jak i innych przypadkach na niczym...

Kot czy pies?

koty irytują mnie tym, że jak coś się nie rusza, to już tego nie widzą... mają swoją niezależność w spojrzeniu, w którym rysuje się jakieś nieobjęcie tematu, jakiś wyraz spojrzenia kota na pustyni: – no, nie jest on w stanie objąć wzrokiem kuwety takich rozmiarów!! W oczach kota jest jakaś dal, tajemnica i stan nieprzewidywalności tego, co właściciel ostrych kłów i pazurów za chwilę zdziała... W oczach psa jest tak dużo człowieka... te oczy mówią o zamiarach... Wiele osób, z wygodnictwa i samousprawiedliwienia, twierdzi, że zwierzęta nie mają duszy... Pozwalam sobie uważać, że duszę ma wszystko (włącznie z kamieniami!), tylko człowiek w swej wolnej woli wydaje się coraz bardziej zarozumiały... Ubolewam, że większość ludzi nie lubi się zastanawiać nad tym i nad czymkolwiek innym, idą na łatwiznę, na papkę gotowców przygotowanych przez łowców głów i dusz... Owszem, należę też czasem do zarozumialców i dlatego wolę rozmawiać z psem niż z kotem! Cóż, jednak świat ludzi i świat zwierząt, to odrębne światy i niekoniecznie powinny się przenikać swymi naturami i przyszywanymi zwierzętom personifikacjami... Życie obok siebie ludzi i zwierząt uwarunkowane jest od zawsze pewnymi uzależnieniami, gdzie granica etyki i bestialstwa jest płynna, naznaczona  sytuacjami stwarzającymi brak komfortu psychicznego dla zastanawiających się miłośników zwierząt, którym globalnie stawia się zarzuty, iż nie stoją twardo na gruncie racjonalnym... A ludziom tym chodzi głównie o to, by nie były przepełniane schroniska dla zwierząt, za czym kryje się zmiana ludzkiej mentalności – zwiększenie sensytywności, by zrewidować swe poglądy na temat hodowli opasów, działalności rzeźni, działalności kół myśliwskich, konnych  wyścigów, stadnin, cyrków... – przytaczam tu działalność dopuszczalną obowiązującym prawem, gdzie zawsze może z tej działalności powstać niepożądana wypadkowa – cóż, tu może się też tak stać, jak w każdej innej dziedzinie, ale właśnie tu wiąże się to niejednokrotnie z bestialstwem i tym samym z bólem fizycznym... Na razie poza prawem są tylko walki psów... Ot, taka ogólna dygresja, trochę na marginesie, może też nieracjonalna?... ... ...

Gdybyś nie mógł dłużej malować to ...

bym pisał... Z długiego niemalowania wzięło mi się należenie do Związku Literatów Polskich, do którego kandydowałem od 2005 roku, a w 2008, zostałem przyjęty w poczet członków  (legitymacja członkowska nr 1470). Od 2004 roku udało mi się wydać drukiem, z wydatną pomocą, zamiłowanej mecenas sztuki, malarki i wziętej lekarz stomatolog ze Szczecina, pani Elżbiety Samselskiej dwa tomiki poetyckie: „Nadrodzaj – opowiastki dla wypoczętych intelektualnie i bogatych...”, oraz „Tło” wydawnictwo Zapol-Szczecin 2004. Przygotowane do druku są następne tomiki: „Panie i Panowie – opowiastki o podłożu...”, oraz „Słowografie” i              „Kolejny koniec świata – opowiastki dla mniej nerwowych...”, ale to już obszar trudu wydawniczego, co może być tu mniej interesujące... W moim przypadku malowanie inspiruje pisanie, a pisanie malowanie... pisanie to czynność otwierania w sobie złożonych wcześniej projektów, powstałych ze wspomnianych tu wcześniej doznań deja vue i innych, gdybym nie mógł ich realizować na zewnątrz siebie, realizowałbym je tylko wewnątrz, co na zewnątrz byłoby, albo obrazem mej twórczej impotencji, albo cynicznym egoizmem, bądź efektem nieradzenia sobie z kalectwem...

Ulubione danie? ...

pierogi ruskie (o których najprawdopodobniej nie mają pojęcia w Rosji, tak jak o rybie po grecku w Grecji) podane w Zielonej Tawernie (nazwy chyba publicznie nie można podawać, bo byłaby to kryptoreklama – nazwę podaję do wyłącznej Państwa prywatnej wiadomości!) w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą 15 maja 1997 roku, w następnych dniach jedzone bez opamiętania...  Szef kuchni, a być może, szefowa, nie chciała zdradzić receptury...   Bach, Elvis czy Madonna?... jeżeli miałbym tu wybierać z przedstawionych twórców, to oczywiście pan Strumień, czyli Bach z utworami: Toccata i fuga  F-dur,  oraz Koncert Włoski F-dur na klawesyn i na tenże Partita h-moll, a także Fantazja i Fuga d-moll.

Bach, Elvis czy Madonna

nieśmiertelności nie można spędzić, nie można czegoś spędzać, co jest wiecznym trwaniem, a tym wydaje się być nieśmiertelność... oczywiście trudno jest mi w obecnej chwili stworzyć sobie obraz nieśmiertelnej, materialnej osoby, która nie tylko trwa, ale wiecznie w tym trwaniu tworzy – jawi się tu tylko Kosmos, ze swą tajemnicą. Ale... gdyby dana mi była nieśmiertelność (co w pewnych doktrynach religijno-filozoficznych jest niewykluczonym!), to zapewne chciałbym przemieszczać się z wymiaru do wymiaru i zwiedzać kosmosy (jestem skłonny wierzyć w wielość kosmosów, gdzie z jednego nie można obserwować drugiego) wraz z ich planetami... nie wiem jeszcze, jak bym notował swe wrażenia?...Chciałbym trwać wtedy, jako wieczny artysta-wędrowiec, peregrynujący kosmosy niewidzialne – jedne dla drugich, i notujący w swym metafizycznym szkicowniku dopuszczalne nieśmiertelnej istocie wrażenia, w dopuszczalny dla takiej istoty sposób... To już są zagadnienia spoza świata logiki, której trzymamy się w tym wymiarze... Z greki – wszystkie planety, to wędrowcy, a kosmos to pięknie uporządkowany chaos, więc przestrzegając pewnych praw można w nim podróżować...Kto by moją twórczość nazwał wtedy sztuką, a mnie artystą?– nie wiem, a jakbym się domyślał wtedy, to nie mogę sformułować tego określenia teraz –  w mej śmiertelności...    Może tak by to wyglądało, a może inaczej?... Być może, w innych kosmosach nieśmiertelność  i swoista inteligencja (może ona odstawać od rozumienia tego terminu przez ludzi), istot których budowa oparta jest na węglu, kwarcu, lub jakimś innym pierwiastku, którego może jeszcze nie ma w tablicy Mendelejewa, jest czymś powszednim, choć tu i teraz wyobrażalnym z niejakimi oporami... 

Nieśmiertelność chciałbym spędzić jako ...